środa, 21 grudnia 2011

Moje serce nie śpi...

Dziękuję Wam Kochani za ostatnie komentarze i wsparcie. Teraz szczególnie jakoś go potrzebuję. Rzadko tutaj bywam, ale jesteśmy w trakcie przeprowadzki i nie mam na nic czasu. W domu atmosfera napięta jest strasznie. Mama płacze po kątach, tata strzela do mnie aluzjami, że to wszystko przeze mnie, że nigdy się nie spodziewali, że tam pójdę, itd... Długo by o tym opowiadać. W każdym razie dziadkowie przepisali ten dom na nas. Może jest troszkę dalej od centrum, ale nie jest źle. Fakt, musieliśmy zrobić generalny remont, mimo iż dom jest murowany. W sumie to jeszcze nie skończyliśmy całkiem. Mamy gotowe 2 pokoje, łazienkę, wymienione okna, drzwi do pokoi, kanalizację i centralne ogrzewanie wymienione na nowe. Jeszcze przedpokój trzeba obić panelami i pomalować kuchnię oraz wymienić w niej meble. Ale to już się zrobi w trakcie... I wyrównać teren dookoła domu... Trochę jeszcze jest pracy. Tata wczoraj nam pomógł meble przewieźć, ale nie obyło się bez złośliwości. Nie wiem co on powiedział dziadkowi, ale wiem, że to nie było nic miłego. Było mi przykro. Znów wpędzona w poczucie winy... Czuję się z tym źle, jakbym robiła coś złego. I mimo iż sobie tłumaczę cały czas, że mam prawo do własnych decyzji, to jednak ciągle jestem pod ich presją, bo chodzą przybici, smutni, mama ma zapuchnięte od płaczu oczy i tata nie szczędzi sobie złośliwości. A przecież ja nie wyjeżdżam na koniec świata. To tylko 3 km odległości. Tylko... Wiem, że może im być ciężko, bo zawsze byłam w domu. Ale ja nie rozstaję się z nimi w złości, nie przestanę ich kochać... tylko chcę ułożyć sobie życie po swojemu... A mimo wszystko i tak mam wyrzuty sumienia. Dlaczego? 

Z mężem jakoś powoli się zaczęło układać chyba. Powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę. Ciekawe na jak długo podziała. A jeśli nie to wezmę sobie do serca sposób Dorotki :) Może podziała wtedy...

I na koniec życzę Wszystkim radosnych, spokojnych, pełnych ciepła, miłości i pokoju Świąt Bożego Narodzenia, a w Nowym Roku błogosławieństwa Bożego i spełnienia marzeń.

piątek, 16 grudnia 2011

"W morze wypływam, tonę cała we łzach... smutek ukrywam w moim zamku ze szkła"

"Przychodzi czasem dzień cały we łzach
od płaczu moknie dom, łzy stukają w dach
w morzu łez topi się świat i tonę ja
Pod taflą morza mam zamek ze szkła
tam czeka na mnie żal, co na sercu gra
czasami lubię ten ton czysty jak łza
Cicho woła mnie toń
płaczliwych fal
Tu nikt nie znajdzie mnie, nie zobaczy nikt
tutaj mój cały żal zmyją z oczu łzy
bo na powierzchni tych wód
płakać mi wstyd."

Tak nie będzie zawsze. Nie może tak być. Smętnie tutaj na tym blogu strasznie. Ale jak pisać o szczęściu, skoro w moim życiu go praktycznie nie ma? To znaczy zdarza się, że jest przez kilka dni, a potem miesiące bólu, cierpienia, łez. Czasem myślę, że gdybym była twardsza, pewniejsza siebie, bezczelna i gdyby nie obchodziła mnie sytuacja innych, byłoby mi lżej. Ale nie jestem taką silną i bezwględną osobą. Podobno dobro zawsze do nas wraca? Ja nigdy nikomu nie chciałam zrobić nic złego. Być może czasem mi się to nieświadomie zdarzyło. Ale to były zwykłe drobnostki... Zawsze wszystkim pomagałam, wspierałam, pocieszałam. 

Nie wierzę już. Nie umiem wierzyć. Narasta we mnie jakaś wielka fala żalu, bólu i rozczarowania. Wczorajszy dzień uwiadomił mi, że mnie już chyba nie może spotkać szczęście... takie prawdziwe. Kiedyś napisałam tutaj, że chciałabym uciec. Gdziekolwiek - przed siebie - do innego życia. Wszystko mi jedno.

Nie jestem niczyją własnością. Nikt nie ma prawa podnosić na mnie głosu, bo nie zrobiłam przecież niczego złego. Nikt nie ma prawa mówić do mnie takich słów, jakich wczoraj usłyszałam. On nie ma prawa. Czemu, gdy ja jestem taka jaką on chce abym była jest wszystko ok. A gdy mam swoje zdanie, przeciwstawię się jemu od razu słyszę takie słowa. Przecież mam prawo być taka jak chcę. Mam prawo mieć swoje zdanie. Mam prawo wybierać pomiędzy dobrem, a złem... A teraz przez to wszystko odsunęłam się od Boga.

I znów upadłam... Jestem za słaba żeby wstać i na nowo zacząć walczyć.

Boże, wybacz...

piątek, 2 grudnia 2011

Z miliona gwiazd...

>>>>Muzyka<<<<

"Bo Ty moim szczęściem, jedną z miliona gwiazd, 
gorącą miłością widzę cały Twój blask.
Bo Ty moim życiem i spełnieniem mych snów.
Odnajdę Cię zawsze, gdy zaświecisz znów.
Z miliona gwiazd, jedna z miliona gwiazd, jedna z miliona gwiazd, z miliona gwiazd..."

Chciałabym kiedyś takie piękne słowa usłyszeć od kogoś. Może kiedyś je słyszałam... ale to było tak dawno temu. W każdym razie piosenka jest śliczna.

Dzisiaj kolejny pierwszy piątek miesiąca. Spowiedź... w sercu jeszcze świeża obietnica poprawy. Czy tym razem uda się? Chciałabym, zawsze chcę, ale mimo moich najszczerszych chęci nie wychodzi. I po raz kolejny Boże proszę Cię o pomoc, pozwól mi na nowo zbliżyć się do Ciebie. Chcę żeby było tak, jak kiedyś... Tylko czy to jeszcze możliwe? Mam nadzieję, że tak... Może nie wszystko jeszcze stracone.

A co u mnie? Chciałabym uciec... Gdziekolwiek. Nie wytrzymuję tego rozdarcia pomiędzy rodzicami, mężem, a swoimi niespełnionymi marzeniami. Nie chcę wybierać. Jest mi tak strasznie smutno. Nie wiem czy jeszcze wiem czym jest radość i szczęście... Tak bardzo chciałabym jeszcze kiedyś móc powiedzieć: jestem szczęśliwa. Ale są tylko wyrzuty... Ciągłe wyrzuty. Próbuję sięgnąć po to szczęście, ale jakaś niewidzialna ręka zatrzymuje mnie w połowie drogi. Próbuję się uśmiechnąć, ale jakaś niewidzialna siła powoduje, że po policzkach płyną kolejne krople łez. Próbuję wznieść się w górę, ale coś uparcie za każdym razem ściąga mnie w dół. 

Czy życie musi tak boleć?

sobota, 26 listopada 2011

"Na dnie serca pozostanie zawsze ślad..."

>>>>Muzyka<<<<

Piosenka, która kojarzy mi się z młodością, z beztroskimi latami, szaleństwem na dyskotekach. Żałuję strasznie, że kiedyś podarłam moje stare pamiętniki i skasowałam bloga. Tam było opisane moje życie, od którego kiedyś chciałam się odciąć. Ale zniszczenie pamiętników nie spowodowało, że usunęłam wszystko z serca, z myśli. Ta piosenka to początek czegoś, co przyniosło łzy, cierpienie i radość. To czas, w którym tak naprawdę uczyłam się żyć. Od zawsze uwielbiałam tańczyć. To była taka moja pasja. Teraz wszystko się już poprzestawiało. A mówiłam Wam jak pewna osoba kiedyś dawno temu potrafiła po pracy o godz. 23 przyjechać do mnie i zabrać mnie w takie moje ukochane miejsce? To ta sama osoba, która później zadała wiele bólu. Ale to był przyjaciel... Był... Teraz sprawy się zmieniły. Nie możemy się przyjaźnić...

I tylko czasem jeszcze sny przypominają mi tamte dni...

>>>>Muzyka<<<<

W każdym razie chciałam napisać kilka słów do męża:

Kocham Cię! Ta miłość była od początku naznaczona wieloma wyrzeczeniami. Zrezygnowałam ze swojej pasji, gdy Ty byłeś daleko. Czy żałuję? Nie... Ale były sytuacje, gdy myślałam, że żałuję. Gdy zadawałeś cios za ciosem. Ale nie chcę pamiętać złych chwil. Chcę mieć w sercu tylko te dobre...

poniedziałek, 21 listopada 2011

Dobry Boże, próbuję z całych sił odzyskać utraconą wiarę. Nie porzucaj mnie w połowie drogi...

Chyba doszłam do tego momentu, że muszę tutaj wszystko opisać. Powstrzymywałam się wielokrotnie przez opisywaniem tego, ale już dłużej nie mogę. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Moja jedyna przyjaciółka jest za daleko. A zwykłym koleżankom po prostu nie chcę, nie potrafię pewnych rzeczy o sobie mówić. Tak po prostu. Wszystko zaczęło się jeden dzień przed naszym ślubem. Wiadomo... przygotowania, stres robią swoje. Ale bez przesady. Moi rodzice chcieli wszystkim rządzić. A mąż nie mógł tego znieść - bo w końcu to było nasze wesele. No i powiedział mojej mamie kilka słów za dużo. Od tego czasu wiele się zmieniło. Zamieszkaliśmy w moim domu. Propozycja wyszła od rodziców. Mieliśmy dostać całą górę od nich. Żebyśmy mieli taki swój kąt. I się zaczęło... Pretensje dosłownie o wszystko - o to, że mąż auto zaparkował nie w tym miejscu gdzie trzeba, że zapomniał swoich rzeczy zabrać z garażu (rodziców), bo auto nam się zepsuło i coś robił na kanale i o każdą głupotkę. A najgorsze, że pretensje nie były kierowane do niego, tylko do mnie. Mnie się obrywało za wszystko. Jakbym była jakimś śmieciem do obrzucania błotem. Kolejna sytuacja, gdy teść przyjechał pomóc przy stawianiu naszego prowizorycznego garażu - blaszaka. Bo tata sobie nie życzy obcych na swoim terenie. I w ogóle mają do nich jakieś straszne podejście. Ja też na początku kierowana wpływem rodziców jakoś miałam dystans do nich, bo to prości ludzie, ale później zaczęłam się do nich przekonywać. A najgorszą jazdę mama urządziła mi, gdy sprzedawaliśmy samochód. I przyjechała taka sympatyczna para go obejrzeć. Wtedy to mama stwierdziła, że nie będziemy robić z ich domu komisu i stertę innych rzeczy powiedziała, o których nawet nie chcę pisać. O jeden samochód... nie więcej - tylko jeden. Nerwy mi puszczały po każdej takiej sytuacji. Nie wytrzymywałam. Do tego zachowanie męża wyprowadzało mnie z równowagi. Odreagowywałam w prosty sposób - łzami. Kilka razy zdarzyło mi się wybuchnąć. Myślałam nawet o tym, że lepszy byłby świat beze mnie. Ale o tym już wiecie. I tak wracając do naszego mieszkania u rodziców - to oczywiście żadnej "góry" nie dostaliśmy. Obecnie mamy jeden pokój. Gdy zapytałam kiedyś o chociaż drugi pokój (tak jak obiecywali) usłyszałam, że nie zasłużyliśmy sobie. A meble z dawnego pokoju męża w jego rodzinnym domu możemy sobie postawić w garażu. Dla mnie to już było wszystko jasne. Ale najgorszy był ten żal... Wtedy podjęliśmy decyzję o budowie. Ale wiadomo - koszty kolosalne, w bloku jakoś nie chcieliśmy mieszkać. I gdy już prawie kupiliśmy działkę, moi dziadkowie zaproponowali nam przeporowadzkę do nich. Dom murowany, oni sami mieszkają. Wprawdzie jakieś 2 km od centrum, ale ja tam kiedyś mieszkałam i jest ok... Dwa miesiące temu rozpoczęliśmy remont. Moim rodzicom to oczywiście też nie na rękę, bo przecież mieliśmy mieszkać u nich. Nie rozumiem.... Pomóżcie mi, bo nie ogarniam tego wszystkiego. Ostatnio ciągle jest tak, że rodzice z mężem nie rozmawiają prawie w ogóle. On nie chce zrozumieć, że to mimo wszystko moi rodzice i zawsze będą dla mnie ważni. Straciłam poczucie własnej wartości, ciągle czuję się jak ktoś, kogo można zjechać od góry do dołu właściwie za nic. Mąż w ten sposób właśnie czasem odreagowywuje swoje złości. Chociaż nic złego mu nie robię. Kompletnie nic. Czuję się po prostu mało ważna. Rodzice tak samo się zachowują - w zależności od humoru. Ja nie mam pracy, dobija mnie to podwójnie. Dla męża jest ok, jak idzie po jego myśli - gorzej, jeśli ja mam inne swoje zdanie. To ja zawsze przepraszam, mimo iż wina nie leży po mojej stronie. To ja zawsze się boję... Czuję się po prostu jak nikt. A najgorsze, że nie potrafię się do końca poczuć przy nim bezpieczna. To znaczy czuję się, ale nie zawsze. Nawet mój żal do Boga ciągle gdzieś tkwi. Nie wiem dlaczego. Wszystko zaczęło się od tej pracy, którą nagle kilka dni przed podpisaniem umowy sprzed nosa sprzątnęła mi inna dziewczyna. Tak ciężko jest znaleźć pracę w zawodzie. To miało być zastępstwo na 5 miesięcy, na które czekałam jak na zbawienie. I nic - moje marzenia prysnęły jak bańka mydlana. Jedyna taka mała dobra rzecz, która mnie ostatnio spotkała, to taka, że dostałam stypendium rektora za wysokie wyniki. Kwota, co prawda niewielka, bo 230 zł miesięcznie. ale chociaż mam satysfakcję. Zaczynam na nowo szukać drogi do Boga, bo wiem, że z Nim jest łatwiej iść przez życie. Mam nadzieję, że się uda.

"Boję się jutra. Z jaką samotnością przyjdzie się zmierzyć? Czy "jutro" będzie gorsze niż "dzisiaj"? Albo czy będzie lepsze? Kolejne złudzenia znów nie chcą dotknąć prawdy. Kiedy codzienność jest tak smutna i zła, rzeczywistość szara i bez wyrazu, a perspektywa przyszłości Cię przytłacza. Kiedy życie przelatuje obok Ciebie, a Ty mimo rozpaczliwych prób w żaden sposób nie możesz go pochwycić. Kiedy wszystkie marzenia okazują się fikcją i kiedy dokładnie wiesz, co będzie dalej. Kiedy zamiast żyć - przeżywasz. Gdy rzucasz rozpaczliwe wołania SOS. Ale osoba, którą kochasz nie chce ich usłyszeć. Kolejna kropla rozpaczy dołącza do pozostałych, by Cię zatopić. Toniesz. Dlaczego tak trudno jest zrobić coś, co dla innych mogłoby wydawać się najprostsze? Dlaczego, gdy przestaję oddychać, po chwili jakiś odruch, nad którym nie panuję każe mi nabrać powietrza? Dlaczego życie jest chwilami takie podlę i uporczywe? Dlaczego tak trudno jest zrobić sobie miejsce na ziemi i dlaczego mnie się to nie udaje? Kolejny dzień do przeżycia - wyzwanie, które ma wymiar wyroku. dy ktoś utracił nadzieję, zwykle nie dba o resztę..."

sobota, 19 listopada 2011

"Przychodzisz trochę za późno... Już nie umiem wierzyć"

Jest taka jedna wyjątkowo smutna piosenka, przy której dzisiaj płaczę jak małe dziecko. Wiem, wiem - miałam przecież nie płakać. Czy kiedyś będę mogła tutaj opisać wszystko, co jest w moim sercu? Ostatnio sama nie wiem kim właściwie jestem, jakie jest moje miejsce na ziemi. Czy to tylko ja walczę żeby w tym małżeństwie było normalnie? Czy ja sama znam prawdę o sobie? Czuję, że nie ma mnie "teraz"... byłam "kiedyś". 

Boże... czemu wbijasz w moje serce nóż, zawsze wtedy, gdy próbuję sięgnąć po szczęście? Mam ogromny żal. Tylko nie wiem do kogo mam mieć. Do Ciebie, do Niego, czy może do samej siebie. W końcu moje życie to jedynie konsekwencje moich własnych wyborów. Może czas wreszcie przestać winić siebie i innych. Być może...

Nie jestem taka idealna, jakby się niektórym mogło wydawać. Mam swoje słabości, zbyt często upadam. Jest mi z tym źle. Nie mam pracy - i to mnie dobija. Już prawie ją miałam.  Bo się sprawdziłam, bo kochałam to co robię, bo byłam w tym dobra. Ale prawie "mój" etat" zajęła dziewczyna, która miała znajomości. I co z tego, że sobie teraz nie radzi z dzieciakami? No przecież nic. To była moja wymarzona praca. Już nawet nie w przedszkolu, ale w szkole podstawowej - tam, gdzie zawsze chciałam pracować. To już miesiąc minął od tamtego wydarzenia. A ja ciągle mam żal nie wiadomo do kogo... Taki jest dzisiejszy świat - nie ma znajomości, nie ma nic.

Kiedyś miałam marzenia, wierzyłam, że się spełnią. Dziś się po prostu boję. Właściwie to boję się jutra, kolejnego tygodnia, miesiąca. Boję się, że nie jestem warta niczego, że jemu też się znudzę. Boję się, że wieczność w pewnym sensie też ma koniec. Czy ktoś wie jak to jest żyć w ciągłym strachu?

wtorek, 15 listopada 2011

"Tam, gdzie jaśnieje nawet najmniejszy płomyk nadziei, dostrzegalne jest światło z nieba."

Już kilka razy zabierałam się do napisania nowej notki, ale za każdym razem jakoś nie wychodziło. W tym roku to nawet nie odczuwam tego, że studiuję - zjazdy co kilka tygodni po dwa zajęcia. Piszę pracę magisterską, zastanawiam się nad badaniami, żeby wyszły ciekawie. Pracy szukam dalej, ale nic z tego nie wychodzi. Trochę mnie to depresyjnie nastraja do wszystkiego, ale co mogę w tej sytuacji zrobić? Szukać dalej i się nie poddawać. Chyba tylko tyle mi pozostało.

"Jeśli płaczesz nad tym, że w Twoim życiu słońce zaszło za horyzont, Twoje łzy przeszkodzą Ci patrzeć w piękno gwiazd."

Ostatnio łzy cisną się do oczu bez konkretnego powodu. Może  to przez tą pogodę za oknem, może PMS, albo już sama nie wiem dlaczego. Ale nie płaczę - nie... postanowiłam być silna. I to nic, że czasami jest tak strasznie ciężko.

Dowiedziałam się niedawno, że zmarł ktoś, kto był bardzo silny i długo walczył z chorobą. Rodzina tej osoby szukała pomocy dosłownie wszędzie. Czemu choroba wygrała ten pojedynek? Czemu życie jest tak niesprawiedliwe? Czy kiedyś tam w innym świecie będzie sprawiedliwość?

Jakoś ostatnio moje relacje z Bogiem nie wyglądają najlepiej. Nie wiem co się dzieje. Nie potrafię się jakoś przełamać. To wszystko jest takie trudne... Ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo.

środa, 26 października 2011

"Najpiękniejszy dar to przebaczenie. Tam, gdzie nie chce się przebaczyć, od razu powstaje mur. Od muru zaś zaczyna się więzienie"

"Śpieszmy się"

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą 
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą....

ks. Jan Twardowski

I znów, jak każdego roku o tej porze przychodzi czas na refleksję.... Czas modlitwy i zamyślenia nad tym, co ważne... jedyne i prawdziwe. 
Cmentarz - to nie są tylko groby ułożone w alejkach i przykryte dywanami kwiatów i zniczy. Każdy z nich ma w sobie wielką tajemnicę. Jedne pełne cierpienia i bólu. Inne skrywają nieszczęśliwą miłość, żal. A jeszcze inne szczęśliwą historię, która wydawała się nie mieć końca.... W każdym leży człowiek. Człowiek, który miał marzenia, który kochał. Człowiek, który cierpiał albo był szczęśliwy...
Przebaczenie.... dlaczego tak trudno nam to przychodzi? Dlaczego ten ból i żal ciągle tkwi na dnie serca? Zakorzenił się i nie chce zniknąć.... Tak ciężko żyć, gdy przez cały czas ściska duszę. I kiedy wydaje się, że nareszcie się udało - znów wraca, by uderzyć ze zdwojoną siłą.

Po lekturze pewnej książki śmiem twierdzić, że niczego w życiu nie można być pewnym, niestety...

środa, 19 października 2011

Znów spadam na dno...

Czemu przeszłość ma tak istotny wpływ na teraźniejszość? Nie, nie boli mnie już... Nic z tych rzeczy. Zakończone zostały pewne sprawy, pewne nieprzyjemne sytuacje. Bolesne wydarzenia jakoś już nie tkwią w sercu. Nie myślę, nie wracam do tamtych dni. To one do mnie wracają - nieproszone, niechciane, nikomu niepotrzebne. Zazdroszczę osobom, które mogły wejść w nowy związek bez strachu, poczucia, że znów zdarzy się to, co wcześniej. Ok... to ja jestem jakaś pomylona. To ja za bardzo wyolbrzymiam pewne sprawy. Ale nie bujam w obłokach - wiem, jak jest ciężko w życiu. Wiem, że życie to nie bajka, która zawsze kończy się happy-endem. Związek to nieustanna walka, wyrzeczenia, szukanie kompromisu, dążenie do zgody.

Słaba jestem - nie potrafię długo utrzymać się na powierzchni, tylko spadam w dół. Nie potrafię żyć w błogiej świadomości, że wszystko będzie dobrze. Ciągle tylko niepokój i strach. Skąd to się wzięło?

Ogólne wewnętrzne rozdarcie niszczy. Kolejny upadek... znów zawiodłam. Tylko kogo zawiodłam? Boga czy siebie? 

I znów tylko trzymam gdzieś głęboko w sobie każdą sprawę, która mnie niepokoi. I znów walczę ze łzami, by tylko nie popłynęła żadna kropla... By tylko nie pokazać po sobie, że jestem słaba, że znów jestem słaba. Bo przecież od "wczoraj" miałam być już tylko silna...

sobota, 8 października 2011

"Przez ile łez, ile bólu i skarg przejść trzeba i przeszło się już?"

Cierpienie nieodłącznie wpisane jest w ludzkie istnienie. Cierpimy z powodu innych, własnych źle podjętych dezycji i jeszcze wielu innych sytuacji. Zaczęłam się ostatnio zastanawiać jak Bóg, który przecież jest Dobrem może pozwalać na cierpienie. Ale teraz już wiem, że to nie jest Jego wina. Chciałam jeszcze powiedzieć jak wielką ulgę czułam przez niecałe dwa tygodnie od czasu tej mszy o uzdrowienie. Coś niesamowitego. Ja, która zawsze miałam niepokój w sercu, ból i żal - nagle zaczęłam być spokojna, pełna wiary w lepsze jutro i w lepszy świat. Aż do ostatniego postu. I skończyła się moja wiara w lepszy świat...

"Stajesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś" - piękne słowa z "Małego Księcia". Ale książka, którą teraz czytam znacznie odbiega od tych słów. Polecam wszystkim "Trzepot skrzydeł" K. Grocholi. Naprawdę szokująca i dająca do myślenia.

I choć obiecałam sobie, że nigdy nie będę umieszczać na blogu moich wierszy, to czuję wewnętrzną potrzebę, by teraz to zrobić.

„Walka o życie”
Pierwsze od wielu tygodni łzy szczęścia
Pierwszy uśmiech, taki jasny i ciepły
Płynący prosto z serca.
Moje ręce wzniesione do góry.
Tak, to ja dziękowałam Bogu za Ciebie.
A Ty?
Wiedziałam, że jesteś mężczyzną mojego życia,
Największą miłością…
Że nigdy nie zawiedziesz, nie zranisz,
Bo przecież jesteś mój, jedyny i też mnie kochasz.
Żyłam w tym świecie marzeń i złudzeń,
A gdy najmniej się tego spodziewałam
Skierowałeś serię strzałów w moją stronę.
W samo serce… upadłam.
I znów popłynęły łzy, łzy smutku i żalu.
Uśmiech stał się tylko martwą maską na twarzy,
A moje ręce znów wzniesione do góry.
Tak, to ja prosiłam Boga, by znów dał mi radość,
Ale On nie chciał…
Błagałam na kolanach każdego dnia,
Ale On pozostał niewzruszony na moje wołania.
A Ty? Co Ty zrobiłeś?
Czy pochyliłeś się nade mną, gdy płakałam?
Czy byłeś, gdy tak bardzo potrzebowałam Twojej obecności?
Czy wysłuchałeś moich próśb, gdy chciałam żebyś wrócił?
Nie, Ty nic nie zrobiłeś…
Każdego dnia umierałam dla Ciebie,
By następnego znów się dla Ciebie narodzić.
Byłam gotowa poświęcić dla Ciebie wszystko,
Całą siebie.
A dziś, moje ręce znów wzniesione do góry.
Tak, to ja znów proszę Boga,
By nauczył mnie na nowo cieszyć się życiem,
Bo już nie wiem kim jestem…
Dziś wiem, że ten kto pokocha mocniej – przegrywa…
Przegrywa walkę o życie.
~7 grudnia 2008 r.~
   

wtorek, 4 października 2011

"Czasami wołam, choć nie słyszysz mnie"

"Dałem Ci cierpienie, abyś mnie poznał. Dałem Ci lęk, abym mógł wlać w Twe serce pokój. Byłem z Tobą na Twym dnie, abyś mógł wypłynąć na rejs ze Mną."

Ja też byłam na dnie. Zaczęłam spadać coraz niżej i niżej. Aż w końcu spadłam tam, skąd tak trudno jest się wydostać. I pewnie dlatego tak bardzo urzekł mnie ten cytat. Były chwile załamania, zwątpienia w to wszystko. Niewiele brakło, abym zaczęła wątpić także w Boga. Bo przecież każdego dnia tak głośno wołało do Niego moje serce, a On nie chciał usłyszeć. Wydawało mi się, że nie było Go w momentach, gdy najbardziej potrzebowałam Jego pomocy lub choćby tylko obecności, bym nie czuła się tak bardzo samotna... Pewnie ktoś by mógł pomyśleć, że nie mogłam się tak czuć... bo przecież mam męża, rodzinę. Ale czułam się... Czułam się zepchnięta na bok, niekochana... Ciągle tylko wszyscy mieli do mnie o coś pretensje. Humory rodziców, ciągle coś było nie tak. Mężowi też zawsze coś nie pasowało w moim zachowaniu. Przez to wszystko zgubiłam gdzieś siebie, swoje prawdziwe "ja". I nie wiem właściwie jak przeżyłam ten czas. Chyba jakaś niewidzialna siła trzymała mnie przy życiu. Walczyłam... choć ciągłe poczucie winy mnie niszczyło, bo przecież ja zawsze wg innych robiłam wszystko nie tak... I to moi najbliżsi wpędzili mnie w to chore poczucie winy. 

A jak jest dzisiaj? Różnie... Ale wierzę, że kiedyś wyjdę na prostą, że będzie już tylko lepiej, bo przecież nie może być ciągle źle. 

Chciałam jeszcze napisać, że nie warto rezygnować z siebie całkowicie dla drugiej osoby. To normalne, że w małżeństwie, związku chcemy jak najlepiej dla ukochanego. Ale... No właśnie to ale jest najbardziej istotne. Nie starajmy się zmieniać na siłę. To ktoś ma nas pokochać takimi, jakimi jesteśmy. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Ja kiedyś byłam sobą, pełną spokoju, opanowaną osobą, która ze wszystkich sił chciała kochać i być kochaną. Robiłam wszystko, żeby tylko mój mąż (wtedy jeszcze chłopak) był zadowolony, szczęśliwy. A moje szczęście gdzie było? Brakło na nie miejsca... Dopiero teraz małymi kroczkami staram się odnaleźć w sobie tamtą dziewczynę sprzed lat...

"Nie zawsze widać smutku odbicie, gdy łzy rzęsiście się leją. Bywa, że w sercu łamie się życie, a usta ciągle się śmieją."

_____________________

05.10.2011 r.

Właśnie tak się dzisiaj czuję - jak w tym cytacie, który umieściłam wyżej. Samotna, smutna, niekochana, nikomu niepotrzebna, nie warta nawet przytulenia... Czemu się tak czuję? Może to tylko moje złudzenia, może wszystko zawdzięczam zespołowi napięcia przedmiesiączkowego, ale mimo wszystko tak się czuję. Wstrętny drink, który na chwilę pozwala przestać myśleć.  Trzymam się tylko, by nie upaść znów na samo dno. Nie zniosę tego kolejny raz... Przecież miałam być silna, miałam walczyć o siebie i miałam wygrać tą walkę. Ciągle słyszę tylko krytykę i pouczenia, mimo iż zawsze robię wszystko o co mnie poprosi. Co się ze mną w ogóle dzieje? Kim jestem?

Chciałam tylko być dla kogoś kimś najważniejszym i czuć to każdego dnia. Chciałam wiedzieć, że ktoś się o mnie martwi, że ktoś chce mojego dobra. Chciałam... być po prostu dla kogoś wszystkim, całym światem.... tylko tyle...

A tak właściwie to wystarczy tylko odpowiednie podejście psychologiczne i wszystko już wiem... na ten nurtujący mnie temat oczywiście... 

"Samotność jest we mnie za dnia.
A nocą - królem jest strach
Tak nie będzie zawsze.
Na ziemi liście- tak pełne mnie.
Zamieniam się w trawę i wiatr,
odchodzę.
Moje ciało to mój grzech."

sobota, 24 września 2011

"Powiedz wszystkim, że człowiek nie jest nigdy bardziej człowiekiem niż wtedy, kiedy zgina kolana przed Bogiem."

Zaczytuję się ostatnio w świadectwie Cataliny Rivas. Przez jakiś dziwny przypadek trafiłam na forum, gdzie pierwszy raz o niej przeczytałam. A wszystko zaczęło się od mszy o uzdrowienie, która ma być w poniedziałek w miejscowości obok mojej. Zastanawiam się cały czas czy na nią iść. Z jednej strony coś mnie niesamowicie tam ciągnie, z drugiej - czuję lęk. Bo co będzie jeśli ja też upadnę po dotknięciu przez kapłana? Nigdy czegoś takiego nie widziałam, nie słyszałam... dopiero niedawno. 

"Ludzie planują dzień, tydzień, semestr, wakacje, itd. Wiedzą, gdzie będą odpoczywać, w jaki dzień pójdą do kina lub na przyjęcie, kiedy odwiedzą babcię lub wnuczki, dzieci, przyjaciół i kiedy skorzystają z rozrywki. Ile rodzin mówi przynajmniej raz w miesiącu: "Dzisiaj jest dzień, by odwiedzić Jezusa w Tabernakulum" i cała rodzina przychodzi, by porozmawiać ze Mną? Ilu siada przede Mną i rozmawia ze Mną, opowiadając Mi, co się wydarzyło od ostatniego razu, opowiadając Mi swoje problemy, trudności, prosząc Mnie o to, czego potrzebują... czyniąc Mnie częścią tego wszystkiego? Ile razy?" (...) "Ja wiem wszystko. Czytam nawet najgłębsze sekrety waszych serc i umysłów. Ale cieszę się, gdy mówicie Mi o swoim życiu, gdy pozwalacie Mi w nim uczestniczyć jako członkowi rodziny, jako bliskiemu przyjacielowi. Jak wiele łask człowiek traci, jeśli nie daje Mi miejsca w swoim życiu!"

Czy był ktoś z Was kiedyś na takiej mszy? Jeśli tak to jakie są Wasze odczucia?

A teraz trochę o czymś innym. Oglądam właśnie moje zdjęcia z okresu kiedy kończyłam LO, zdawałam maturę itd... Jaki to był okres w moim życiu? Dobry i zły... Ale zdjęcia pokazują roześmianą dziewczynę, pełną radości w sercu. Choć wtedy też było różnie. Zdarzało się, że po policzkach płynęły łzy. Ale byłam ostoją spokoju, wewnętrznej harmonii, po prostu byłam innym człowiekiem. Kim się stałam przez to czekanie, przez ciągłą niepewność? Malutką, przestraszoną istotką, bojącą się odrzucenia, zranienia, bólu... Z jednej strony kochałam, z drugiej umierałam... A wracając do okresu, o którym pisałam wcześniej, to dziękuję z całego serca ludziom, którzy wtedy pojawili się w moim życiu. 

I jeszcze zapomniałam o jednym: kocham góry - wtedy właśnie tam byłam. Moje piękne Zakopane ;)

_______________

27.09.2011 r.

Byłam, czułam, widziałam... Coś niesamowitego. A myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w  filmikach na youtube. Ale to działo się naprawdę. Kilka osób osunęło się na ziemię... Ja nie, ale poczułam jak przepływa przeze mnie przyjemne ciepło. Bardzo przyjazny ojciec Witko i piękne świadectwa uzdrowień. Szkoda tylko, że mojego męża nie było wtedy ze mną... Coś niesamowitego, coś, co warto przeżyć. I teraz nasuwają mi się same słowa, które wpadły mi w ręce na obrazku, gdy zaczynałam wątpić, że Bóg istnieje: "Odwagi! Ja jestem! Nie bójcie się".

wtorek, 20 września 2011

"Don't cry..."

Tysiąc myśli na minutę. W głowie piosenka, która jakoś niespodziewanie powróciła i nie chce odejść. "Don't cry" - tamte klimaty już dawno za mną, ale tej jednej piosenki nie umiem zapomnieć. Dziś wspomnienia znów mnie dopadły... to chyba z tego samotnie spędzonego dnia. Myśli krążące po głowie i powracające do najbardziej banalnych szczegółów z przeszłości. Ale tylko do tych dobrych szczegółów... na szczęście. Bo jakoś nie mam ochoty znów łapać doła. Szczególnie po tym, że cały ostatni rok był jednym ciągłym dołowaniem się i walką o lepsze dni... Rok pełen upadków i szukania Boga w moim życiu. Na nowo... zupełnie od samego początku. Czy się udało? Nie wiem... Mam nadzieję, że gdy kiedyś Boże stanę twarzą w twarz z Tobą, nie zaprzesz się mnie... nie zostawisz, nie opuścisz. Wiesz, że tyle błędów popełniłam, wiesz, że przez pewną spowiedź straciłam poczucie wartości, poczułam się jak nic nie warty śmieć, ale walczyłam przez cały czas, żeby na nowo odnaleźć drogę do Ciebie. Czy mam żal do tamtych osób, które powinny podnosić, a stoczyły mnie na dno? Nie... już nie mam. Każdy jest przecież tylko człowiekiem. Tylko dlaczego to właśnie ja zawsze musiałam się czuć tą gorszą? Nie wiem...

Najgorsze jest to, że tak łatwo odpuściłam naukę gry na gitarze. I znów bolą palce, bo kilka dni temu chciałam odświeżyć moje dotychczas nabyte umiejętności. Ale nauczę się grać tą piosenkę, której słowa umieszczam poniżej, bo cudna jest ;)

"Wody nie ugaszą jej,  
Nie da zdławić się przez wiatr.  
Rzeki nie zatopią jej,  
A jej żar to ognia żar.  
Jak śmierć jest miłość, tak potężna jest.  
Jak śmierć jest miłość, potężniejsza jest."

Kochani! Nigdy nie rezygnujcie z siebie i ze swoich marzeń. Walczcie przede wszystkim o siebie, bo nikt za Was tego nie zrobi. Łatwo jest komuś tak po prostu "dowalić", zmieszać z błotem, zniszczyć. Dużo trudniej zdobyć się na uśmiech i pomocną dłoń. Czasem można zabrnąć za daleko, tam, skąd nie będzie już powrotu. Życzę Wam trafnych wyborów w życiu i podążania tą drogą, która daje prawdziwe szczęście.

Podobno dobro zawsze do nas wraca...

czwartek, 15 września 2011

Życie to lekcja pokory...

Ostatnio myślę, że pewne sytuacje musiały się wydarzyć w moim życiu tylko po to, by nauczyć mnie pokory. Może za wiele wymagałam od życia, od wszystkich wokół. Tylko przecież ja też zawsze dawałam z siebie wszystko, tyle ile mogłam. Czy to źle? Czy wymagania są złe? Same w sobie chyba nie, tylko trzeba umieć je dostosować do możliwości każdego człowieka. Ja jako nauczycielka tak dobrze powinnam to wiedzieć. I wiedziałam... Bo dzieciakom zawsze stawiałam wymagania adekwatne do ich możliwości. Więc czemu w życiu prywatnym nie umiałam? Nie wiem... ale się uczę. Bo w życiu chyba nie chodzi o to, żeby być idealnym, ale żeby malutkimi kroczkami stawać się coraz lepszym.

Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić. Nie chciałam, by przeze mnie płynęły łzy po czyjejś twarzy. Moje życie nie zawsze było takie, jakim chciałam żeby było. Ale zrozumiałam jedno: to wszystko musiało się stać. Tak po prostu. Teraz już się nie buntuję przeciwko Bogu, gdy coś mi nie wychodzi... Staram się pomagać innym i uśmiechać tak często jak to możliwe. Chciałabym żeby wszyscy wokół mnie byli szczęśliwi...

I tego prawdziwego szczęścia Wam też życzę i uśmiechu płynącego prosto z serca :*

poniedziałek, 12 września 2011

"Największe cuda powstają w największej ciszy"

"Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko."

Ja chciałabym żyć tak, jakby wszystko to, co jest dookoła mnie było cudem. Wtedy jest pięknie... wtedy zachwyca nawet najmniejszy promyk słońca. 


piątek, 2 września 2011

"Umiera świat na brak miłości"

"Nie płacz w liście, nie pisz, że los Ciebie kopnął. Bo kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno" ~ks. Jan Twardowski"~

Rozwiane plany, marzenia, skończona walka o ukochaną, obiecaną pracę. Tak jakby tego w ogóle nie było. Pół roku czekania, istnienia w nadziei, że jednak się uda... do ostatnich chwil. Miałam o tym więcej nie myśleć, nie mówić, nie pisać. Ale tak żal... Czemu to wszystko się nie może poukładać? 

Mąż znów wspomina o jego wyjeździe do Anglii. A mnie to tak bardzo boli. Ja nie wyjadę, muszę skończyć ten ostatni rok studiów. Nie chcę żyć znów na odległość, bo przecież co to za życie? Miało być inaczej. Mieliśmy mieszkać w domu, o którym kiedyś pisałam, ale nie wyszło. Jesteśmy na niczym, znów w punkcie wyjścia, a ja w dodatku bez pracy. No cóż... przecież jakoś się to wszystko musi poukładać. Mąż od wczoraj ciągle w złym humorze. Nie jest łatwo. Ja też potrzebuję trochę spokoju, wyciszenia, miłości silniejszej od tego wszystkiego. Wiem, że jest ciężko, ale nie tylko jemu.

Dzisiaj pierwszy piątek miesiąca. Spowiedź... Dziwne, że dopiero tak niedawno odkryłam prawdziwą wartość tego sakramentu. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Tylko co z tego, skoro i tak codzienność zwycięża. Upadki, zranienia, nieprzemyślane słowa - nie jestem idealna. Tak dobrze to wiem. Ciągłe postanowienie poprawy, które wychodzi mi tylko na kilka tygodni, czasem dni. W każdym razie niech Bóg ma w swojej opiece tych cudownych kapłanów, których ostatnio stawia na mojej drodze. 

"Panie Boże, dajesz nam tyle łask i wskazujesz nam drogę wiodącą do szczęścia wiecznego. Tak wiele jest powodów do wdzięczności i radości. Daj nam Panie radość serca, aby więcej było uśmiechu niż smutku, więcej optymizmu w naszym życiu. Niech radość życia, bycia Twoim dzieckiem, przepełnia nasze serca i promieniuje w otoczeniu. Bo Ty jesteś naszym Ojcem, dobry Boże."

piątek, 26 sierpnia 2011

Uwierzyć w siebie... na nowo...

Siłę i szczęście trzeba odnaleźć w sobie. Nikt nie jest w stanie nam tego dać. Owszem, na chwilę może i tak, ale takie szczęście zbyt szybko odchodzi. Tak naprawdę to nie jesteśmy w stanie się nim nacieszyć. Kiedyś myślałam, że mężczyzna może uczynić mnie najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Byłam w stanie oddać mu cały swój świat, żeby tylko między nami było dobrze. Dziś wiem, że to było pozbawione sensu. Widzę to wyraźnie na każdym kroku. Robiłam wszystko co mogłam, by on znalazł pracę. Teraz, gdy ja jej szukam, on nie chce mi pomagać. To znaczy mówi, że chce, ale ja już wiem, że słowa, które nie są poparte czynami nic nie znaczą. A w tym przypadku nie widać żadnych czynów. Niestety...

W sobotę na weselu, na którym byliśmy, śpiewał w zespole niewidomy mężyczna. Nigdy nie słyszałam tak pięknego głosu. Był to naprawdę balsam dla duszy. Nigdy nie widziałam też, żeby od kogoś biła taka radość z tego, co robi, że żyje... Byłam, jestem pełna podziwu.

Ja też chcę żyć, najpiękniej jak umiem. Chcę się nauczyć walczyć o siebie, nie przejmować słowami męża. Chcę być taka jak kiedyś: wesoła, pełna marzeń w sercu, optymistycznie podchodząca do życia. 

Na koniec napiszę, że inaczej wyobrażałam sobie swoje małżeństwo. Wiem, popełniam wiele błędów... Ale czy to tak wiele, że chciałam, chcę być kochana pomimo wszystko? Czy to wiele, że chcę być dla niego najważniejsza?

Nie... to nie jest za wiele...

czwartek, 18 sierpnia 2011

"Na zdjęciach Ty sprzed paru lat znów uśmiechasz się jak kiedyś"

Moja nadzieja już powoli zanika. Chociaż pewnie dopóki wszystko się nie wyjaśni, jakiś mały płomyczek cały czas będzie się tlił. Tylko czy jeszcze jest w co wierzyć? Już czekam prawie pół roku. I nic nie wychodzi z tego wszystkiego. Jakby w ogóle nie było tematu. Niepokój w środku daje się we znaki. Już niedługo rok szkolny się rozpoczyna, a ja nie mam żadnych wieści. A przecież obiecał, że da mi znać jak cokolwiek będzie wiedział. I co? Nic...

Sny prześladują mnie nadal. I czasem zastanawiam się co one znaczą? Bo przecież ile razy może się śnić to samo? Normalnie to jest jakiś koszmar. Gdy chcesz przestać o czymś myśleć, a jakaś niewidzialna siła ciągle o tym przypomina i myśli znów krążą wokół tego samego. Jak długo taki stan będzie jeszcze trwał? 

A dziś nasza rocznica. Czetry lata minęły odkąd się poznaliśmy. I jak jest? Inaczej... Wtedy czułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Myślałam, że zawsze będę... Patrzył w moje oczy, jak jeszcze nigdy nikt w nie nie patrzył. W tym spojrzeniu było tyle ciepła, tyle czułości, tyle oddania. A teraz jest jak jest. Wiele bym dała, żeby jeszcze raz tak samo spojrzał w moje oczy. Nie mam siły prosić o każdy najdrobniejszy gest z jego strony, który byłby choć trochę romantyczny, pełen ciepła... Przecież to bez sensu. Nie będę... Skoro nie chce sam mi tego dać od siebie. Trudno... Ale właśnie w taki sposób kobieta przestaje kochać, coś się w niej po prostu wypala, zranione zostaje jej serce... I w takiej chwili słabości, bardzo łatwo jej ulec urokowi kogoś, kto to wszystko jej da, nie dlatego, że coś zrobi, tylko dlatego, że po prostu jest. Bo jestem pewna, że każda dziewczyna chciałaby być dla kogoś najważniejsza, czuć to każdego dnia. To tyle na ten temat.

Aaaaa i zapomniałam o czymś... Zmieniłam fryzurkę :) Znów jestem zakręcona :) I dobrze mi z tą burzą loków na głowie. A co ;) I mimo, że w moim sercu trochę tak dziwnie, to i tak optymistycznie. Szukam szczęścia w sobie. Gdybym chociaż dostała tą pracę...

PS. Jakie to żałosne. Człowiek jak głupi myśli jaką by tu kolację przygotować z okazji tej idiotycznej rocznicy, a on nawet przez cały dzień... właściwie to czuję się dla niego jak nikt. Mecz sobie zaplanował na wieczór, bo przecież ważniejszy jest od wszystkiego. Nie dość, że nigdzie mnie nie zabierze, nawet złamanego kwiatka nie dostałam, nawet zwykłego kocham cię nie usłyszałam własnie w ten dzień, to jeszcze mecz.... Boże.... To porażka jakaś....

wtorek, 9 sierpnia 2011

"Za całe zło przestań winić siebie"

Kiedyś tak bardzo uwielbiałam piosenkę Kasi Kowalskiej "Być tak blisko". Właściwie to dalej ją lubię. Piękna muzyka, piękne słowa. Wierzyłam tak naiwnie, że nikt mnie już nigdy nie zrani. Jak idiotka. 

"Gdy skończył pisać, siedziała nadal nieruchomo w fotelu i myślała o tym, że spotkała zupełnie przypadkowo niezwykłego człowieka. Że chciałaby, aby był zawsze. Na wieczność. Czuła się przy nim wyróżniona i tak jedyna, jak przy nikim innym na świecie. Po raz pierwszy skulona na tym fotelu zaczęła się bać, że on mógłby przestać być częścią jej życia. Nie wyobrażała sobie tego. Zastanawiała się dlaczego poczuła to akurat teraz. Nie mogła myśleć, mogła tylko płakać. Chciała, by mężczyzna jej słuchał, by rozumiał ją bez słów. By mówił tylko to, co chce usłyszeć. Idiotka. Słowa są największym oszustwem, na które faceci nas nabierają. Myślałaś, że poznałaś ANIOŁA, bo mówił do Ciebie te wszystkie cholernie ważne słowa? Głupia. Anioły po prostu są, nie muszą nic mówić, nie udają, że cię znają. Nie muszą. są, gdy ich potrzebujesz..."

Słowa, które nie są poparte czynami nic nie znaczą. Ja ostatnio coraz częściej słyszę jakieś uwagi pod swoim adresem (choć według mnie nic złego nie robię). Moje poczucie wartości się zmniejsza, poczucie winy bierze górę. Choć tak naprawdę wina nie jest po mojej stronie. Ale jak w to wierzyć skoro najbliższa sercu osoba ciągle to wmawia i spycha w dół, zamiast starać się wznosić do góry. W niedzielę po pewnej sytuacji stałam i po policzkach płynęły łzy, ciężkie i bolesne - może dlatego, że prosto z serca, które po raz kolejny zostało zranione. Nie wiem co tam w środku zostało - na pewno niepewność, lęk i ocean bólu. I aż nie chce się wierzyć w te piękne słowa, które pisał w listach... 

Zaczynam walczyć o siebie. Wiem, że nie będzie łatwo, ale wygram tę walkę. Muszę, bo inaczej stracę to wszystko, co budowałam przez 23 lata mojego życia. Nie pozwolę mojemu sercu stać się pustynią obojętności na cały świat. Ale muszę stać się bardziej obojętna na niego... Inaczej nie przetrwam.

"Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!"

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

One lovely blog award

Postanowiłam wziąć udział w fajnej zabawie blogowej. Nominację dostałam od Ewel_. Bardzo Ci dziękuję Kochana :*

A teraz 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie (chyba :)

1. Panicznie boję się psów (toleruję je pod warunkiem, że się do mnie nie zbliżają).

2. Uwielbiam czytać, właściwie każdą wolną chwilę spędzam w towarzystwie dobrej książki.

3. Kiedyś w podstawówce (o ile dobrze pamiętam w piątej klasie) zostałam Mistrzem Ortografii. Pobiłam nawet ósmoklasistów :)

4. Jestem niepoprawną romantyczką i niestety nie wychodzę na tym zbyt dobrze.

5. Bardzo lubię jeździć samochodem (oczywiście za kierownicą).

6. Zawsze chciałam mieć starszego brata, ale niestety nie wyszło. Mam za to młodszego ;)

7. I najważniejsze: chcę zostać mamą, tylko to wszystko nie jest takie proste jakby się mogło wydawać.

Do zabawy nominuję blogi:

- Lady House

- Rozterka

- Sapienita

- Diuresin

- Gagula

- Newralgiczna

- Dor.Baj

- Uncontrollable

Możecie pobawić się także razem ze mną. Zasady gry:

- Umieścić podziękowania i link do blogera, który przyznał Tobie nagrodę.
- Skopiować i wkleić logo na swoim blogu.
- Napisać o sobie 7 rzeczy.
- Nominować 16 innych blogerów (nie można nominować blogera, który Wam przyznał nagrodę)
- Napisać im komentarz, by dowiedzieli się o wyróżnieniu.

Miłej zabawy!!     

wtorek, 2 sierpnia 2011

Czemu zawsze, gdy myślę, że teraz będzie już wszystko dobrze, tak bardzo się mylę?

Nie wiem co się dzieje z moim życiem. Nie wiem gdzie ja w tym wszystkim jestem. I gdyby nie pewna dzisiejsza okropna chwila pewnie pomyślałabym, że moje serce umarło. Ale nie... Ból skutecznie przypomniał mi, że jeszcze bije... Co za ironia losu. W tej chwili chciałabym wziąć garść tabletek i zasnąć. I obudzić się nie pamiętając niczego, z nowym sercem, które znów będzie chciało bić.

Mój Boże, wczoraj tyle wypowiedzianych słów żalu padło z moich ust w Twoją stronę. Czy to wszystko ma jakiś sens? Oddałam życie w Twoje ręce Boże. Mówiłam do Ciebie tyle razy, czekając aż w końcu Ty coś powiesz do mnie. Ze łzami w oczach prosiłam Cię o trochę szczęścia, o uwolnienie mojego serca z ciągłego bólu, żalu i strachu. Gdzie wtedy byłeś? Słyszałeś moje wołanie? Czemu nic nie zrobiłeś? Gdzie jesteś teraz Boże? Teraz, gdy najbardziej Cię potrzebuję...

Obudziłam się dzisiaj z nadzieją, że muszę zmienić swoje życie, że zacznę w końcu działać, stanę się silna. I gdyby nie pewne wydarzenie, dalej miałabym tą wolę do życia i do walki z przeciwnościami losu. Czemu zawsze, gdy myślę, że teraz będzie już wszystko dobrze, tak bardzo się mylę? Czemu nie mogę zostawić przeszłości raz na zawsze za sobą i nigdy do niej nie wracać? Najpierw ta wycieczka zatruta kłamstwem dla mojego dobra, teraz przypadkowo odnaleziona karta sim i moja głupia ciekawość... Zawsze byłam i jestem tą jedyną prawdziwą miłością jego życia? Czy to kolejne kłamstwo dla mojego dobra? Mój Boże... 

piątek, 29 lipca 2011

"Najpiękniejsze chwile życie psuje na siłę"

"Jestem rozdarta. Czuję, że opuściła mnie wiara. Jest mi zimno, jest mi wstyd. Naga leżę na podłodze. Iluzja nigdy nie przemieni się w rzeczywistość. Czuwam i widzę niebo rozdarte nade mną. Przychodzisz trochę za późno - już nie umiem wierzyć..."

Skasowałam resztę... z powodów, których nie chcę tutaj podawać... Czasem za dużo piszę o sobie zapominając, że to jednak sieć i każdy ma dostęp do moich rozmyślań. 

wtorek, 26 lipca 2011

"Oszukam czas, ucieknę od tych wszystkich smutnych spraw"

"Nie jesteś wcale tym, kogo przypominasz w chwilach smutku. Jesteś kimś więcej. Ty żyjesz, choć wielu innych odeszło z powodów, których nigdy nie zrozumiemy. Dlaczego Bóg wezwał do siebie ludzi niezwykłych, a nie właśnie ciebie? Dokładnie w tej chwili miliony ludzi poddało się, pogodziło z własnym losem. Nie cierpią, nie płaczą, patrzą jedynie jak mija czas. Utracili zdolność działania. Lecz ty, ty jesteś smutny. A to świadczy o tym, że twoja dusza jest ciągle żywa."

Cierpienie... towarzyszy nieustannie naszemu życiu, pojawia się w najmniej spodziewanych momentach i sprawia, że serce z bólu krzyczy, krwawi i pęka. Jaki w tym wszystkim sens i cel? Podobno bez cierpienia nie rozumie się szczęścia. Czy to prawda? Być może... 

Ja zatrzymałam się w miejscu. Staram się uśmiechać, szukam ciągle wewnętrznego spokoju. Od soboty jakoś mi tak trochę lepiej. Może dlatego, że w końcu chociaż przez chwilę poczułam się tak, jak kilka lat temu? I nic nie poradzę na to, że tak bardzo lubię te klimaty... muzyka, taniec, to miejsce (którego nigdy nie zapomnę). Jakoś udało mi się przekonać męża, żebyśmy się tam wybrali. Oderwałam się od szarej rzeczywistości i moje myśli powróciły do tamtych pięknych chwil sprzed lat... Chciałabym bardzo żeby było więcej takich dni. Ale to pewnie niemożliwe. Zostają tylko wspomnienia.

Avanti - Ten, kto się śmieje <-- KLIK

Piosenka, która zawsze zostanie w mojej pamięci <-- KLIK

Nie chcę już więcej tego smutku, który sprawia, że serce pęka na pół. Chciałabym w końcu odrobinę swojego szczęścia. Chciałabym czuć się kimś wyjątkowym. Wiem, że muszę najpierw sama do tego dojść, muszę szczęście odnaleźć w sobie. Inaczej nie będzie. Nie wiem tylko jak to zrobić. 

Z moją pracą dalej nic nie wiadomo niestety. Ciężko tak tkwić w niepewności już tyle miesięcy. Nie mam już złudzeń, że ją dostanę, bo to bez sensu wierzyć w coś, co pewnie jest już niemożliwe. Sama nie wiem...

I na koniec pewne słowa, które utwkiły mi mocno w pamięci: "Popatrz raz z dwóch stron, na siebie i na innych..." Czasem chyba warto nie być egoistą... Tylko czemu dzisiaj prawie każdy patrzy tylko i wyłącznie na siebie? Nie rozumiem...

środa, 20 lipca 2011

"Więc jak mam spać, kiedy wiem, że nie zasnę?"

Nie chce mi się już dłużej istnieć. Szczególnie wtedy, gdy rani mąż i rodzice... A ja? Czuję się wszystkim zbędna, niekochana, niepotrzebna, nic nie warta. To już ostatki moich sił. Nie dam rady... I proszę nie piszcie, że po burzy wschodzi słońce. To nieprawda. Nie dla mnie. Czekam na to słońce już tyle czasu, tyle godzin, tyle dni, miesięcy, lat... I gdzie ono jest? Nie ma. Chcę zniknąć... 

Czy ja naprawdę jestem jakaś gorsza? Czemu nie mogę być najważniejsza? Jaka jest prawda? Dla wszystkich jestem tylko zabawką... Nikim. Wszystko się sypie, jak domek z kart. A najbardziej sypię się ja. Nie mogę oddychać, lekarz twierdzi, że to alergia, ale wiem, że to nieprawda. To z nerwów. 

Czemu plany dotyczące mojej osoby zawsze można zmienić? Czy ja naprawdę tak niewiele znaczę? A przecież mam serce... chcę być szczęśliwa. Czemu wszyscy potrafią tylko ranić? Nie wiem w co mam już wierzyć. W jakie słowa, w jakie obietnice... Nie mam pojęcia czy cokolwiek jeszcze ma sens. Brak pracy, brak spokoju w sercu, brak ciepła rodzinnego. Co mam? Ciągły niepokój... 

I choć nie pogodzę się z tym, nie wiem jak dalej żyć... 

poniedziałek, 18 lipca 2011

"Teraz już wiesz, że nie wszystko proste jest"

"W jednej chwli stoisz na, zdawałoby się, pewnym gruncie i wiesz, że możecie ufać sobie bez reszty, a w drugiej, z powodu jednej uwagi, ten grunt usuwa Ci się spod nóg i zostajesz nagle zawieszona w powietrzu..."

Czemu tak łatwo można stracić do kogoś zaufanie, a tak długo się je później buduje na nowo? O ile w ogóle można ponownie zaufać, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. Obecnie analizuję swoje życie - wiem, że niepotrzebnie i to niczego dobrego nie przynosi, bo znów wracają te gorsze dni... A to bez sensu. Te dobre oczywiście też i sprawiają, że choć na chwilę pojawia się uśmiech na mojej twarzy. Uświadomiłam sobie, że staję się pesymistką... z tej radosnej dziewczyny pełnej marzeń i optymizmu w sercu. I zadaję sobie pytanie: Czemu tak się dzieje? Gdzie popełniłam błąd? Czy już nie mogę wziąć w swoje ręce życia i sprawić, żeby było takie jak kiedyś? 

Podobno "serce kobiety znaczy więcej, niż cokolwiek innego w stworzonym świecie". Tylko dlaczego tylu ludzi rani tak bardzo te nasze serca? Pamiętam jak kiedyś marzyłam, by jakiś człowiek mógł wziąć to moje połamane wtedy serce, posklejał w jedną całość i przeniósł je bezpiecznie przez życie. By już nigdy więcej nie pękało... by już więcej nie płynęły po policzkach łzy... Czemu więc ranią nas Ci, których kochamy najbardziej na świecie? Gdzie w tym sens, gdzie poczucie bezpieczeństwa?

Ale i tak jakoś dziś jest lepiej... Może to spotkanie z kuzynką jakoś tak dodało mi trochę optymizmu... Śmiech, rozmowa, ulubiona kawa :) Jak za dawnych lat, kiedy jeszcze mieszkała niedaleko mnie... bo później wyjechała niestety.

"Bo jest paru ludzi, bo jest parę w życiu dobrych chwil, bo jest parę złudzeń, które warto mieć, by żyć." A może to ja za wiele wymagam od życia?

_______________________

19 lipca 2011 r. Posypało się już całkiem. Sytuacja w domu (o ile w ogóle to miejsce można nazwać domem) jest tragiczna. Przerasta mnie. Czuję się jak intruz, mąż pewnie jeszcze bardziej. Rodzice jak zwykle chcą wszystkim rządzić, a nas traktują jak przedmioty, na które można warknąć, obrazić się, jeśli nie spełniają ich oczekiwań. Nie mam sił. I w dodatku jeszcze ta niepewność z pracą. Gdybym wiedziała, moglibyśmy rozpocząć budowę, a tak to nic nie wiadomo... Nie mam siły na nic. Dosłownie. Ile jeszcze w moim życiu będzie tych gorszych dni?

piątek, 15 lipca 2011

"Wiem jak to jest kochać tak, gdy serce się łamie na pół"

"Nie oczekuj od życia więcej,
niż może Ci dać.
Wszystko, co ma przyjść,
przyjdzie - we właściwym czasie.
Po prostu tańcz,
gdy masz ochotę tańczyć
i płacz, gdy nie możesz inaczej.
Jest tylko jedna historia
napisana specjalnie dla Ciebie:
TWOJE ŻYCIE"

Czemu to wszystko nie może być tak dziecinnie proste, jasne i oczywiste? Nowe dni stare rany wciąż zadają. Dlaczego? Czy ja zawiniłam? I już nawet łzy nie chcą płynąć. Kamienna twarz, serce z kamienia? Nie... Nie wiem. "Ogień, który Cię sparzy to ten sam, przy którym się grzejesz" - jakoś dziwnie prawdziwe te słowa. Cytat wylosowałam w andrzejkowym ciasteczku, jeszcze w moich licealnych czasach. Tylko czemu się tak sprawdza? Czemu ból zadają najbliższe sercu osoby? Myślicie, że można kłamać dla czyjegoś dobra? A co, jeśli prawda wyjdzie na jaw?   Jak zachować się w momencie, gdy dobrze się wie, że ktoś nie mówi prawdy? Pęka serce, gdy właśnie tę prawdę, którą chciałoby się usłyszeć od ukochanej osoby, słyszy się od kogoś innego, obcego... albo tak jak w moim przypadku intuicyjnie się o tym po prostu wie.  Boli, strasznie boli. 

"Nigdy nie patrz w moje oczy, jeśli to, co mówisz jest kłamstwem" - tak po prostu. Nie toleruję tego.

"Zamiast gwiazd"    <-- śliczna piosenka :)

"Nieważne jak daleko pójdziesz, aby odnaleźć swoje miejsce. Może jedno, a może kilka - nigdy nie wiesz. Zostawiaj zawsze po drodze to, co najbardziej cenne: okruchy szczęścia w sercach innych ludzi."             

wtorek, 12 lipca 2011

Czy myślisz, że można tak łatwo zapomnieć??

"Pewien człowiek miał sen. Śniło mu się że szedł przez plażę razem z Panem.
Przez niebo przemijały sceny z jego życia. Przy każdej scenie zauważał dwa ślady stóp na piasku: jedne należały do niego, inne do Pana. Kiedy ostatnia scena z jego życia przeminęła przed nim, spojrzał z powrotem na ślady stóp na piasku. Zauważył, że wiele razy na drodze jego życia był tylko jeden szlak stóp. Zauważył także, że działo się to w najszczęśliwszym oraz w najsmutniejszym okresie jego życia. To go naprawdę zmartwiło i zapytał o to Pana: "Panie, Ty powiedziałeś, że kiedy zdecyduję się pójść za Tobą, Ty będziesz ze mną cały czas. Ale zauważyłem, że w czasie najbardziej bolesnych momentów mojego życia, był tylko jeden ślad stóp. Nie rozumiem, czemu kiedy potrzebowałem Ciebie najbardziej, Ty mnie opuszczałeś."Pan odpowiedział: "Mój synu. Moje drogie dziecko. Kocham cię i nigdy bym cię nie opuścił. W czasie twoich prób i cierpień, kiedy widziałeś tylko jeden ślad stóp, to było wtedy, kiedy niosłem cię na rękach." 

Ślady na piasku <-- Warto zabaczyć :)

Znów prześladują mnie te sny, te myśli... Co mam zrobić, żeby się tego skutecznie raz na zawsze pozbyć? Prawie co noc śni się to samo. Jak jakaś błędna obsesja. 

Naprawdę chciałam, ale udało mi się jakoś powstrzymać. Jakim cudem - tego nie wiem. Nie mogę... Teraz już na to nie pora. A poza tym czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

piątek, 8 lipca 2011

"Są ludzie, są serca..."


„Pewnego razu, po kolejnej sytuacji, w której ukochany zawiódł, dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad więzią, która ich łączy i wprost zapytała swojego adoratora:
 - Czym jest dla ciebie miłość?
 - Miłość - odpowiedział pełen entuzjazmu chłopak - to jest TO, co nas łączy...!!!
 - To znaczy?
-  To znaczy, jest to więź - najsilniejsza i najdoskonalsza, która może łączyć dwoje ludzi, która wiąże ze sobą przyjaźń, dobro, zaufanie, szacunek... Bo kochać, to znaczy, pragnąć dobra drugiej osoby bardziej niż swojego... to znać jej potrzeby i oczekiwania i starać się spełniać je w miarę możliwości, pragnąć ją uszczęśliwiać, troszczyć się o nią i być gotowym oddać za nią życie!!!
- A, ty? Kochasz mnie?
- Oczywiście, że cię kocham!
- I nie chciałbyś, żebym cierpiała?
- Zrobiłbym wszystko, żebyś nie cierpiała! Gdybym mógł - życie oddałbym za ciebie!!!! Tak cię kocham!!!! I nigdy nie pozwoliłby, żeby ktoś cię krzywdził!!
Dziewczyna chwilę się zastanowiła, po czym odpowiedziała:
 - To dlaczego TY wciąż mnie ranisz?”

A dziś jak kadry z filmu przelatują mi przed oczami wydarzenia z mojego życia. Tak dobrze pamiętam dyskotekę, na której się poznaliśmy. Jego spojrzenie docierające w głąb mojego serca, jego słowa jak kojąca melodia wpadały do wnętrza duszy. Potem nasze kolejne spotkania... pierwsze przytulenia, pierwszy pocałunek... i czas naszej rozłąki... Czekałam ponad pół roku, aby móc znów Go zobaczyć, przytulić, pocałować...
Lotnisko w Krakowie... Gdy zobaczyłam Go wychodzącego z bramki pobiegłam i wtuliłam się w Jego ramiona... ze łzami w oczach i uśmiechem na ustach.
Stęskniona...
Nasz czas spędzony razem... cudowne chwile. Kolacja przy świecach, taniec przy wolnej muzyce i cała noc rozmów... nareszcie w cztery oczy.
A potem kolejna rozłąka... tym razem nie widzieliśmy się trzy miesiące. W lipcu wesele i kilka dni spędzonych razem...
I sierpień.... wspólny wyjazd nad morze... Szum wody, plaża i my... Tak cudownie tam wtedy było. I nie mogłabym zapomnieć o naszych imprezkach w Malibu...
Dwa wyjazdy z nim do Anglii. Całe dnie spędzane razem. Ten czas rozłąki zniszczył mnie od środka. Stałam się niepewna, chyba bardziej nieufna po kilku takich sytuacjach, w których nigdy nie chciałabym się znaleźć. Ale staram się nie wracac do nich. Każdy ma prawo popełniać błędy. A akurat te były do wybaczenia. Dziś jesteśmy małżeństwem - raz jest lepiej, innym razem gorzej. Po prostu życie.

I na koniec mój ulubiony wiersz, chociaż niestety nie napisany przez mnie:

"..co się stało
mała zagubiona dziewczynko
dlaczego stoisz tu sama
w ciemnym, zimnym pokoju
dlaczego twoje usta milczą tak zaciśnięte           
a oczy przestraszone
spoglądają przed siebie
- nie widząc
spoglądają za siebie
- i zlęknione uciekają
dlaczego stoisz tu w miejscu
bojąc się poruszyć
czego się tak lękasz
czemu zamknęłaś tak szczelnie
wszystkie drzwi i okna

pozwól chociaż łzom wypłynąć"
 

wtorek, 5 lipca 2011

Dziś to już nieważne...

Czuję się jak nic nie znaczący dodatek do ich życia... A jeszcze wczoraj było tak pięknie... Myślałam, że tak będzie zawsze. Głupia byłam... Nie warto się cieszyć, mieć nadziei. Nic nie warto. Staję się niewidzialna.... Tak po prostu...

I co mam poradzić na to, że moje serce wciąż rwie się do przodu, żeby tylko było kochane, doceniane... Nie dlatego, że coś zrobi, tylko dlatego, że po prostu bije i kocha ponad wszystko. Tylko tyle...

Obojętność... moje serce zamieni się kiedyś w głaz... Bo inaczej chyba nie przetrwa...

Smutno... 

piątek, 1 lipca 2011

"Wody wielkie nie zdołają ugasić Miłości, nie zatopią jej rzeki"


Przeczytałam gdzieś niedawno te słowa. Bardzo mocno utkwiły mi w sercu. Ktoś opisał fragmencik swojego życia. Pięknego życia, pięknej przemiany. 

"Dopiero kiedy z żoną zostaliśmy całkiem sami, zrozumiałem, czym tak naprawdę jest małżeństwo. Dopiero wtedy dorosłem do roli męża. Pojąłem, że żona to mój najważniejszy człowiek, najtrwalszy krytyk, najszczerszy do bólu przyjaciel. Że to ta jedyna osoba, do której idziesz, kiedy przegrywasz, z którą naprawdę dzielisz radość, gdy zwyciężasz. Do której nie wstyd iść, kiedy boli i której najbardziej chcesz powiedzieć, kiedy się cieszysz. Wszyscy inni: koledzy, przyjaciele dają ci tylko część. A ona jedna daje całość. I ty jej dajesz wszystko: to, kim naprawdę jesteś. Musiałem pojechać na emigrację, żeby to zrozumieć i żeby się tego nauczyć. Dziś już nie odstępuję żony na krok. Tyle przeze mnie wycierpiała. Nie jestem święty. Wierzę w Boga i wiem, że ten ostatni sąd nie będzie dla mnie łatwym zadaniem. Wiem, że będę musiał gęsto, oj gęsto się tłumaczyć. Ale wiem, że żona jest moim aniołem. Bez niej wziąż byłbym tamtym chłopakiem, co przepija wypłatę w trzy dni. Zawsze ze mną była. A teraz ja oddałbym dla niej wszystko. Chciałbym naprawić to, co było złe. Chciałbym cofnąć czas... być przy niej, gdy tego potrzebowała, rozmawiać, przytulić... Ale czy jeszcze nie jest za późno? Czy uwierzy, że się zmieniłem? Spróbuję... przecież ona jedna we mnie wierzyła, gdy wszyscy inni zwątplili. Musi się udać. Kocham ją."

Gdy pierwszy raz przeczytałam tą historię łzy popłynęły mi po policzku... Moje sny mnie przerażają. Nie chcę już ich... 

Ostatnie dni upływają mi na przemyśleniach, analizowaniu swojej duszy. Próbuję osiągnąć ten wewnętrzny spokój. Pogoda nie nastraja optymistycznie, za oknem pochmurno, pada deszcz. Myślę też o przyszłości, o własnym domu. I zastanawiam się nad pewną propozycją. Właściwie to fajnie byłoby mieć swój własny kawałek na poddaszu. Taki tylko nasz. Bo na obecną chwilę jest ciężko. Mamy tylko jeden pokój. Przed ślubem wiele obietnic ze strony rodziców, które nie doszły do skutku. Trochę mi przykro z tego powodu.  Mam nadzieję, że podejmiemy właściwą decyzję, żeby później niczego nie żałować... Modlę się o to każdego dnia...

I tak na koniec: "Zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że Kochasz." Co te słowa tak naprawdę znaczą? Czy rzeczywiście trzeba zapomnieć o sobie i poświęcić się tylko drugiej osobie?

______________________________________

2 lipca 2011 r.

Niestety propozycja okazała się już nieaktualna... Nadzieja związana z naszym domem też się gdzieś ulotniła. I co teraz? Nie mam już pomysłów. Chciałabym mieć taki nasz mały skrawek ziemi, dom, dzieci i psa :) Wiem, że "dom" to coś więcej niż ściany, miejsce... to przede wszystkim wspólnota serc. Ale jak ją tworzyć, gdy w miejscu gdzie mieszkamy obecnie nie możemy właściwie nic?

Smutno.... 

poniedziałek, 27 czerwca 2011

"Widzisz, ból jest tylko chwilą"


Na stole stały cztery świeczki. Pierwsza rzekła nagle: "Jestem dobrem - ludzie już mnie nie potrzebują, więc mogę zgasnąć..." Druga świeczka dodała: "Jestem sprawiedliwością. Dziś nikt też mnie już nie potrzebuje!" Obie świeczki zgasły. Trzecia, zasmucona rzekła: "Jestem miłością - na mnie ludzie mają coraz mniej czasu, więc i ja zgasnę." Trzy świeczki zgasły. Do pokoju weszła młoda kobieta i popatrzyła na nie ze smutkiem. Czwarta świeczka odpowiedziała: "Nie martw się. Ja jestem nadzieją. Póki ja istnieję, wszystko można zacząć od nowa..."

Tak, to prawda. Nadzieja czasem trzyma nas przy życiu, wyzwala w nas siłę do walki. Tak dobrze o tym wiem. Dzisiaj kolejna spowiedź. Troszkę lżej na sercu. Chciałabym być bliżej Ciebie, Boże... Pozwól mi...

"Każdego dnia zbieramy kamienie. Ale co budujemy? Most czy mur?" No właśnie. Tylu ludzi dzisiaj widzi tylko siebie, swoje uczucia, plany... Tak trudno im spojrzeć na innych, coś naprawić, coś odbudować. Nieustanna pogoń za pieniędzmi, praca wymagająca coraz większych poświęceń. Hmmm... skąd ja to znam? Czy małżeństwo, rodzina nic już nie znaczy? Przecież mieć ukochaną osobę obok to najpiękniejszy prezent od życia. I najprawdziwszy, na zawsze. Wystarczy tylko się starać, dbać wzajemnie o siebie i kochać... oczywiście tą miłością pisaną przez duże M. 

Długo klęczałam dzisiaj w kościele... Nie chciałam się nigdzie spieszyć, bo po co? Czasem warto przmyśleć swoje życie od samego początku. I choć pewnych momentów w życiu nie da się wymazać, to dziś wiem, że te gorsze dni dają siłę. Czasami warto jest się uśmiechnąć, choćby przez łzy.

"Boże mój, który widzisz w ukryciu"

Gdy staram się zapomnieć, Ty przypominasz. Gdy nie mogę zasnąć, Ty oczekujesz na moje przebudzenie. Gdy nie myślę o powrocie, Ty na mnie czekasz. Gdy nie widzę drogi wyjścia, Ty otwierasz drzwi. Gdy umieram z głodu, Ty zastawiasz mi stół. Gdy decyduję się: "Już czas, bym wyruszył", Ty wychodzi mi naprzeciw.  Ja przecieram sobie oczy, nieczułe jak kamień, Ty, pochylony nade mną płaczesz. Nie mam odwagi wyciągnąć ręki, Ty mnie tulisz do siebie.

sobota, 25 czerwca 2011

"Drogi Boże piszę chociaż kilka słów..."


"List od Jezusa"

Jak się czujesz? Musiałem napisać do Ciebie krótki list, aby Ci powiedzieć jak troszczę się o Ciebie. Widziałem Cię wczoraj, jak rozmawiałeś ze swoimi przyjaciółmi. Czekałem na Ciebie cały dzień, mając nadzieję, że chciałbyś porozmawiać też ze mną. Dałem Ci zachód słońca, abyś zakończył Twój dzień i chłodny podmuch wiatru, abyś odpoczął. I czekałem... Nie przyszedłeś. To mnie zraniło, ale nadal Cię kocham, ponieważ jestem Twoim Przyjacielem. Widziałem Cię śpiącego zeszłej nocy i chcąc dotknąć Twoich brwi, rozlałem światło księżyca na Twoją twarz. Znowu czekałem, chciałem z Tobą porozmawiać. Mam tak wiele prezentów dla Ciebie. Obudziłeś się i pobiegłeś do pracy. Moje łzy były w deszczu. Gdybyś tylko mnie posłuchał. Kocham Cię. Próbuję Ci to powiedzieć przez błękitne niebo, cichą, zieloną trawę, szepczę to w liściach na drzewach i w kolorach kwiatów. Wykrzykuję Ci to w strumieniach górskich. Ubrałem Cię w ciepłe promienie słońca i nasyciłem powietrze zapachami natury. Moja miłość do Ciebie jest głębsza niż ocean i większa niż największa potrzeba w Twoim sercu. Proszę, porozmawiaj ze mną. Proszę Cię, nie zapominaj o mnie. Chciałbym podzielić się z Tobą tyloma rzeczami. Nie będę Ci więcej przeszkadzał. Decyzja należy do Ciebie. Wybrałem Cię i ciągle czekam, ponieważ kocham...

Czasem chciałabym stąd uciec. Uciec od wiecznych humorów, pretensji. I tym razem nie chodzi o męża, tylko o rodziców. Mam żal... Straszny żal o pewne sprawy. Jeśli chodzi o pracę, to dalej czekam. I to czekanie powoli już mnie wykańcza. A chciałabym w końcu wiedzieć na czym stoję, bo od kwietnia żyję w ciągłej niepewności. Męczy mnie to już. Żeby tak to wszystko mogło się już ułożyć. A ja potrzebuję tylko spokoju. Ostatnio odnajduję go w miejscu mojego dzieciństwa... I nawet jest okazja żebyśmy się tam przeprowadzili. Tylko czy to rzeczywiście dobry pomysł? Myślę o tym coraz częściej, coraz poważniej. I nie wiem... 
Panie Boże, pomóż nam podjąć właściwą decyzję...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

"Twoje serce znaczy więcej niż cokolwiek innego w stworzonym świecie"


"Każda kobieta była kiedyś małą dziewczynką. A każda mała dziewczynka piastuje w swoim sercu naskrytsze marzenia. Marzy o porwaniu w wir miłości, o odegraniu niezastąpionej roli w wielkiej przygodzie, o roli Pięknej w czyjejś historii. Te pragnienia są czymś więcej niż dziecięcą zabawą. Stanowią sekret kobiecego serca (...) A jednak - ile znasz kobiet, które znalazły takie życie? W miarę upływu lat serce kobiety zostaje zepchnięte na bok, zranione, pogrzebane. Ona sama nie znajduje żadnej innej miłości oprócz tej z telewizji i szczerze wątpi czy kiedykolwiek będzie Piękną w jakiej bądź historii (...) Ale serce kobiety ciągle tam jest. Czasem, gdy ogląda film. Czasem nocą przed bladym świtem jej serce znów dochodzi do głosu. Ogarnia ją przemożne pragnienie życia, jakie było jej przeznaczone - życia o jakim marzyła jako mała dziewczynka."

"Pozwól płynąć łzom. Poszukaj samotności, wsiądź do swojego samochodu, idź do sypialni albo łazienki i pozwól płynąć łzom. To jest jedyna rzecz, jaką możesz zrobić dla Twoich zranień (...) Żal jest formą wrażliwości, mówi, że rana miała znaczenie. Ty miałaś, masz znaczenie. Nie tak miało płynąć Twoje życie. Są tam głęboko niewypłakane łzy - łzy małej dziewczynki, zagubionej i wystraszonej. Łzy nastoletniej dziewczyny - odrzuconej i nie mającej gdzie się zwrócić. Łzy kobiety, której życie jest twarde i samotne, i w niczym nie przypominające jej marzeń. Pozwól płynąć łzom..." (cytaty z książki "Urzekająca").

Tak, piękne słowa. Zachęcam wszystkie Kobiety to przeczytania tej książki. 

Czy pamiętasz moment, w którym się poznaliśmy? Pierwsze spojrzenie w oczy, pierwszy uśmiech, pierwsze słowa? Czy pamiętasz długie godziny rozmów, które tak szybko mijały, pierwszy pocałunek? Czy pamiętasz moje łzy płynące po policzku, gdy wyjeżdżałeś na długie miesiące, lata, moment, w którym się do Ciebie przytuliłam, by poczuć ostatnie chwile ciepła w Twoich ramionach? Czy pamiętasz nasze rozmowy przez telefon, pierwsze słowa "Kocham Cię", wszystkie listy pisane miłością i chwile, kiedy moje serce rozpaczliwie wołało: wróć? Czy pamiętasz nasze pierwsze wspólne wakacje nad morzem, nasze szczęście, gdy padaliśmy sobie w ramiona po kilku miesiącach rozłąki? Czy pamiętasz....?? Ja się nie zmieniłam... Dalej jestem tamtą dziewczyną, która tak bardzo potrzebowała miłości, poczucia, że jest najważniejsza w czyimś życiu, ciepła i bezwarunkowego oddania. Może tylko czasem zaczynam powoli gasnąć, usychać. Nie pozwól, by moje serce zamieniło się w głaz... by tamta dziewczyna na zawsze zniknęła. Chcę pamiętać tylko te dobre chwile. Podobno dobro zawsze do nas wraca.... Czy rzeczwiście tak jest?

A na zdjęciu pewne magiczne miejsce...

sobota, 18 czerwca 2011

Przez ile dróg musi przejść każdy z nas, by móc człowiekiem się stać??


I co teraz? Szczerze mówiąc to nie wiem. Czekam dalej na jakiś odzew w sprawie mojej pracy... a tu nic. Ten stan niepewności jest najgorszy. 

Sny... ostatnio za dużo mnie prześladują. I nie wiem jaki mają sens. Nie rozumiem i chyba nie chcę rozumieć. Tak się tylko zastanawiam czemu to wszystko ma służyć. Na pewne sprawy i tak jest już po prostu za późno. Może i jestem naiwna, ale jakoś optymistycznie się zrobiło w moim sercu. Nie wiem tylko czym to jest spowodowane. I jak długo będzie to trwało. Chciałabym być tamtą dziewczyną sprzed kilku lat. Kiedy to serce samo chciało bić, kochać, marzyć i cieszyć się każdą chwilą życia. Czy jeszcze kiedyś będę? Mimo iż wtedy czasem też pojawiały się łzy, to miło wspominam tamte dni. Dawno temu powiedziałam słowa: "Jeśli coś kochasz puść to wolno. Jeśli wróci - jest Twoje. Jeśli nie - nigdy tego nie było". Tak, to prawda. Całkiem zapomniałam o tych słowach, mimo iż kiedyś były dla mnie bardzo ważne. Dalej są ważne... Dziękuję Osobie, która mi o nich przypomniała. 

"I schowam pragnienia, by nikt nie zabrał ich. Na samym serca dnie i w moim słodkim śnie, gdzie mogą spełniać się..."

sobota, 11 czerwca 2011

"Miej serce i patrz w serce..."

Jakoś tak dzisiaj wróciłam z Rzeszowa i zastanawiam się nad swoim życiem. I ciągle samo nasuwa się pytanie: Czy szatan naprawdę istnieje? 

Wystarczy spojrzeć na rozpadające się małżeństwa, on tam z pewnością był obecny. Może przybrał maskę pięknej kobiety, przystojnego mężczyzny, dobrej, ale wymagającej większej dyspozycyjności pracy, może podsunął marzenia o pięknym domu... To przecież takie ludzkie pragnąć czegoś więcej. I póki jawi się jako ten, który zakłóca modlitwę, to jeszcze nie problem. Ale przecież on potrafi dużo, dużo więcej. Potrafi podzielić na zawsze. On był i jest wszędzie tam, gdzie są kłótnie, nienawiść i kłamstwo. A owoce jego działania to łzy i cierpienie. Skutków jego działania można doświadczyć już tutaj na ziemi. Trzeba być czujnym na jego obecność, a zacząć chyba od myśli. To tam wszystkie działania mają swój początek...

I jeszcze jedno (może nie za bardzo związne z tematem): "Dobrze widzi się tylko sercem. To, co najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."

wtorek, 7 czerwca 2011

Every single day...

Piosenka, która dzisiaj jakoś tak dziwnie chodzi mi cały czas po głowie... I znów skojarzenie z dawnymi czasami. Tylko po co? Przecież już nigdy nie będzie tak jak dawniej. To muszę sobie raz na zawsze uświadomić. A ja próbuję się zmobilizować do nauki na egzamin - jeden jedyny, bo z drugiego jestem zwolniona :) I ta 5 ze statystyki z kolokwium w sobotę skutecznie wprawiła mnie w stan optymizmu. Szkoda, że tylko na chwilę :/ 

I co dalej będzie? Powoli zbieram siły, żeby wziąć się w garść. Choć czasem to takie strasznie trudne. Cieszę się tylko, że są obok mnie osoby, na które zawsze mogę liczyć. Dziękuję :*

P.S. godz. 16.43 Nie dam się już więcej tak traktować. Chciałam dać z siebie wszystko. Miałam siły, które graniczyły już z ponadludzkimi. Nawet chciałam go dzisiaj jakoś wesprzeć jak wrócił zły z pracy. A powiedział tylko do mnie takie słowa, których nigdy od nikogo nie chciałabym usłyszeć, a już na pewno nie od własnego męża. Przecież ja też mam gorsze dni, ale nigdy nie wyładowuję złości na nim. Ale to jak zwykle moja wina... Może dlatego, że żyję... :(

"Z nadzieją budzę się,
kolejny ranek...
Przy twoim łóżku jestem noc i dzień
- tak nie będzie zawsze.

Na ziemi liście tak pełne mnie.
Zamieniam się w trawę i wiatr,
odchodzę.
Moje ciało to mój grzech.

Nic nie zmieni Anioł twój,
W cichym mieście ludzi tłum.
Jestem kroplą, esencją twoich snów
Nic nie zmieni Anioł twój.

Samotność jest we mnie za dnia.
Nocą - królem jest strach
Byłam burzą, potokiem zimnych słów
- tak nie będzie zawsze.
Na ziemi liście- tak pełne mnie.
Zamieniam się w trawę i wiatr,
odchodzę.
Moje ciało to mój grzech."