piątek, 16 grudnia 2011

"W morze wypływam, tonę cała we łzach... smutek ukrywam w moim zamku ze szkła"

"Przychodzi czasem dzień cały we łzach
od płaczu moknie dom, łzy stukają w dach
w morzu łez topi się świat i tonę ja
Pod taflą morza mam zamek ze szkła
tam czeka na mnie żal, co na sercu gra
czasami lubię ten ton czysty jak łza
Cicho woła mnie toń
płaczliwych fal
Tu nikt nie znajdzie mnie, nie zobaczy nikt
tutaj mój cały żal zmyją z oczu łzy
bo na powierzchni tych wód
płakać mi wstyd."

Tak nie będzie zawsze. Nie może tak być. Smętnie tutaj na tym blogu strasznie. Ale jak pisać o szczęściu, skoro w moim życiu go praktycznie nie ma? To znaczy zdarza się, że jest przez kilka dni, a potem miesiące bólu, cierpienia, łez. Czasem myślę, że gdybym była twardsza, pewniejsza siebie, bezczelna i gdyby nie obchodziła mnie sytuacja innych, byłoby mi lżej. Ale nie jestem taką silną i bezwględną osobą. Podobno dobro zawsze do nas wraca? Ja nigdy nikomu nie chciałam zrobić nic złego. Być może czasem mi się to nieświadomie zdarzyło. Ale to były zwykłe drobnostki... Zawsze wszystkim pomagałam, wspierałam, pocieszałam. 

Nie wierzę już. Nie umiem wierzyć. Narasta we mnie jakaś wielka fala żalu, bólu i rozczarowania. Wczorajszy dzień uwiadomił mi, że mnie już chyba nie może spotkać szczęście... takie prawdziwe. Kiedyś napisałam tutaj, że chciałabym uciec. Gdziekolwiek - przed siebie - do innego życia. Wszystko mi jedno.

Nie jestem niczyją własnością. Nikt nie ma prawa podnosić na mnie głosu, bo nie zrobiłam przecież niczego złego. Nikt nie ma prawa mówić do mnie takich słów, jakich wczoraj usłyszałam. On nie ma prawa. Czemu, gdy ja jestem taka jaką on chce abym była jest wszystko ok. A gdy mam swoje zdanie, przeciwstawię się jemu od razu słyszę takie słowa. Przecież mam prawo być taka jak chcę. Mam prawo mieć swoje zdanie. Mam prawo wybierać pomiędzy dobrem, a złem... A teraz przez to wszystko odsunęłam się od Boga.

I znów upadłam... Jestem za słaba żeby wstać i na nowo zacząć walczyć.

Boże, wybacz...

18 komentarzy:

  1. Tak masz prawo do tego wszystkiego o czym napisałaś i nie daj sobie wmówić , że jest inaczej. Masz prawo do wolności i masz prawo robić co chcesz, jeśli to nie szkodzi innym. Małżeństwo to nie niewolnictwo. I nie musisz się nikomu podporządkowywać, bo jesteś wartością sama w sobie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie - mam prawo. Gdy byłam mała nie mogłam nic zrobić po swojemu, rodzice mną, że tak powiem rządzili. Musiałam się o wszystko pytać. Gdy dorosłam, w czasach licealnych - również. Ale oni nie krzyczeli - tylko się obrażali. Oczywiście nie mieli podstaw, bo ja osobiście chciałabym mieć taką córkę, jaką ja byłam. Nie mieli ze mną problemów. Raz czy dwa dostałam w liceum gorszą ocenę - to fakt. Ale każdemu się to może zdarzyć. W końcu byłam w najlepszym liceum, a nie chciałam siedzieć w książkach. Miałam swoje życie, chłopaka (nie był to mój obecny mąż)... i chciałam mieć normalne życie, jak wszystkie nastolatki. Wydaje mi się, że to obrażanie się na mnie było nie fair. Ale oni już tak mają. Teraz obrazili się na babcię, bo dała nam dom. I tak w kółko. A mąż? Ciągle na mnie wyładowuje swoją złość. Ciągle podejmuje wazne decyzje sam i nawet mnie nie zapyta o zdanie. Gdy mu wczoraj powiedziałam, że miłoby było gdyby zechciał wczesniej porozmawiać ze mną - zaczął się na mnie wydzierać. Dosłownie.... Usłyszałam takie rzeczy, że nawet nie chcę ich tutaj pisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Edytko. Myślę, że rodzice się obrażają, bo taki już ich sposób na kontrolowanie Twojej osoby. Sama piszesz , że zawsze tak było. Pewnie oni się obrażali, a w związku z tym robiłaś co chcieli, ot taka forma manipulacji. Oni chyba bardzo się boja tego, że gdy wyprowadzisz się do babci, to przetniesz pępowinę. Ale to dobrze, skoro oni nie potrafili zrobić tego w dniu Twoich urodzin, to Ty to zrób teraz.
    Co do męża, to może taka podpowiedź w formie mojej własnej historii.
    Kiedyś wychodzimy razem z Piotrkiem rano. Ja idę na tramwaj, on do pracy. Pyta się mnie , czy zabrałam telefon. Odpowiedziałam, że chyba zapomniałam, a ten się na mnie zaczyna na ulicy wydzierać, że jak to można telefonu zapomnieć.Niewiele myśląc odeszłam od niego- zmieniłam trasę dojścia. On oczywiście w swojej furii nie zauważył , ze mnie nie ma i idzie i się drze, tyle że sam do siebie już. Potem miał pretensje, że ja z niego idiotę robię. Kumasz- ja??? Więc mu powiedziałam, że sam z siebie idiotę zrobił, bo ludzie się na niego patrzyli jak nienormalnego. Więcej się już na mnie nie darł. A nawet jeśli zaczyna coś ostrzej, to mu mówi, że nie mam zamiaru wysłuchiwać jego dennych żali o wszystko i żeby na kartce napisał, co może, podkreślam może,jak będę miała czas i ochotę to przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorotko, ciekawa historia... Sprawdza się ten Twój sposób? Widzisz, ja walczę o swoje miejsce w tym związku. Mąż chce mną mainpulować, traktować jak swoją własność, która tylko sprząta, gotuje, pierze i jest na każde jego zawołanie. Ja nie pracuję w tej chwili. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni... Ale to nie znaczy, że mam mu usługiwać. Owszem, gotuję, bo lubię, ale powiedziałam mu jasno i wyraźnie, że nie jestem jego służącą... O to tez się oburzył i zaczął swoje gadanie. Ale wczoraj to przegiął. Nie mogłam nigdzie wyjść, bo jechaliśmy samochodem. Co prawda w akcie desperacji mogłabym wyskoczyć, ale... :)
    Spróbuję Twojego sposobu. Może poskutkuje. Dziękuję za pomoc :)
    Z rodzicami ogólnie czasem było ciężko. Kiedyś w czasach gimnazjum podobał mi się pewien chłopak. Taka pierwsza młodzieńcza miłość, a raczej zauroczenie. Pisalam pamiętnik, który kiedyś znalazła mam i przeczytała. I się zaczęło. Powiedziała: "Jak się nie odkochasz, to ja stąd wyjadę i mnie więcej nie zobaczysz". Były teksty rok temu, że jak kiedyś umrze to ja ją będę miała na sumieniu.
    Moja psychika naprawdę stoczyła się na samo dno. Gdy dostałam gorsza ocenę był szantaż, że zabroni mi się spotkać z chłopakiem itd... Ciągle tylko szantaż. Teraz mąż chce mnie podkporządkować sobie, krzyk bez powodu, wylewanie na mnie swoich żali... Ja nigdy w ten sposób nie postępowałam. Wpadłam oto z deszczu pod rynnę. Ciężko tak żyć. Chciałam w końcu mieć poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa, pewności, a nie mam jej tak naprawdę ze strony najbliższych. Rodzice zawsze mi pomagali i dziękuję im za to, ale zniszczyli pewną część mnie szantażem....

    OdpowiedzUsuń
  5. Edytko
    Nie odbierz źle moich słów. Bardzo mnie dotknęło to, co piszesz na blogu i naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jest Ci ciężko.
    Wierzę, że jako osoba wierząca i kochająca Boga rozwarzysz moje słowa. Nie będę prawić ci morałów bo i tak masz dosyć - kochana, chcę Ci pomóc w mądry sposób.
    Ja nie mam mądrości. Po prostu czytam Biblię i w niej odnajduję rozwiązanie na WSZYSTKIE moje kłopoty. Bóg dał nam Swoje Słowo po to właśnie Edytko. Tam wszystko jest! Tam znajdziemy odpowiedź na każde pytanie.
    Tam też znajdziemy właściwe wskazówki do życia, jakiego pragniemy.
    Będę z Tobą szczera. Czytam Twój blog i myślę, a nawet jestem pewna, że Twoja relacja z mężem byłaby inna, gdybyście nie mieszkali z Twoimi rodzicami. Oni wciaż mają wpływ na Ciebie. Wiem, że ich bardzo kochasz. Bóg widzi Twoje serce. Ale jeśli wyszłas za mąż, to Twoją "głową" staje się mąż - nie rodzice.
    Bez względu, co o tym myślisz - tak Pan zaplanował rodzinę:)
    Ty żyjesz w rozerwaniu bo jesteś jakby między młotem a kowadłem - chciałabyś, żeby i jedni i drudzy byli zadowoleni. Rozumiem to. Ale sama piszesz, że Twój mąż robi Ci zarzuty właśnie z tego powodu, że rodzice wciaż mają wpływ na Wasze życie. A tak przecież jest.
    Wierzę, że on kocha Cię Edytko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zagotowała mnie moja imienniczka. Takiego steku głupot już dawno nie czytałam.Jeśli Dorocie odpowiada robienie tego co pan i władca rozkaże i chce czekać aż jej na coś zezwoli, to bardzo proszę!!!!. A z tym, że niby Twój mąż jest Twoja głową , to już kompletna niedorzeczność i jakiś anachronizm. Do średniowiecza proponuje się Dorocie przenieść, bo chyba nadal mentalnie tam tkwi.

    Droga Edytko. Mam nadzieje, że nawet nie podejrzewałaś, że ja mogłabym coś takiego napisać. Ty, jak każdy człowiek, jesteś niezależną, wolna jednostką, obdarzoną wyjątkową osobowością . Bóg dał Ci rozum i wolna wole, więc Twój mąż nie musi za Ciebie myśleć, ale zobowiązany jest, jak każdy inny człowiek, do uszanowania Twojego zdania i potrzeb. I to że jesteś jego żoną powinno mu wystarczyć, aby nie traktować Cie jak służącej.
    Co do Twojej mamy. Ona stosuje bardzo tani szantaż emocjonalny i nie daj się, bo jeszcze nikt nie umarł ani nie zachorował śmiertelnie, dlatego, że jego dziecko chciało mieć swoje własne życie. Polecam Ci spróbować zrobić po swojemu. Gwarantuje Ci, ze nie umrze od tego. Owszem może jej być ciężko, ale da radę.
    A co do mojego sposobu, to owszem działa

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze z facebooka coś Ci fajnego wkleję
    Mówi się, ze mężczyźni są silniejsi od kobiet. Mogą nosić dziecko w ich brzuchach przez 9 miesięcy? Mogą gotować, sprzątać i rozmawiać przez telefon w tym samym czasie? Mogą chodzić w butach z 10 cm obcasem przez cały dzień? Mogą przepłakać cala noc i wstać rano jakby nic się nie stało? Panowie, nie zapominajcie: kobieta jest tylko bezbronna w momencie kiedy lakier schnie na jej paznokciach!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Edyta, oczywiście, że masz prawo do swojego zdania, do bycia szanowaną, do tego wszystkiego o czym piszesz. Może warto spróbować szczerze porozmawiać z mężem? Jednocześnie ważne jest aby trwać w dobrej relacji z Panem Bogiem. Tam gdzie jest wiele trudnych emocji, zły duch będzie się mieszał i próbował utrudniać wam zrozumienie jeszcze bardziej. Dlatego warto prosić o pomoc Pana Boga, i rozmawiać.

    Zostawiam Ci jeszcze taki cytat Matki Teresy:

    Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni.
    Kochaj ich mimo wszystko!

    Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm.
    Czyń dobro mimo wszystko!

    Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
    Odnoś sukcesy mimo wszystko!

    Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro.
    Bądź dobry mimo wszystko!

    Szlachetność i szczerość wzmagają twoją wrażliwość.
    Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko!

    To, co budujesz latami, może runąć w ciągu jednej nocy.
    Buduj mimo wszystko!

    Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twej pomocy, mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz.
    Pomagaj mimo wszystko!

    Dając światu najlepsze, co posiadasz, otrzymujesz ciosy.
    Dawaj światu najlepsze, co posiadasz MIMO WSZYSTKO!

    Ludzie są często głupi, nielogiczni i dbają tylko o własny interes;
    Przebaczaj im, mimo wszystko.

    Jeśli jesteś życzliwy, ludzie oskarżą cię o egoizm i niskie pobudki;
    Pozostań życzliwy, mimo wszystko.

    Jeśli jesteś otwarty, ludzie mogą to wykorzystać;
    Bądź otwarty, mimo wszystko.

    Jeśli odnajdziesz pokój i szczęście, wielu będzie ci zazdrościć;
    Bądź szczęśliwy, mimo wszystko.

    Dawaj z siebie ile możesz, a często powiedzą ci, że to za mało;
    Dawaj, mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem młoda, mało wiem o życiu, nie mam chłopaka i nie wiem, na czym polega dorosłość- to tak na wstępie, żeby później nikt nie fatygował się łączeniem powyższych określeń z moim imieniem.
    Edytko... Wg mnie, to DOROTA radzi Ci lepiej, mądrzej. Nie sztuką jest udawać, że próbuje się coś robić. Ważne, aby być gotowym na nowości.
    Ja ostatnio- jak sama wiesz, bo czytałaś mój ostatni post- mam dość rutyny. Modlę się o zmiany. Obojętność, odrętwienie... Tak, podoba mi się, bo nie czuje wtedy zła tego świata, ale co ja powiem pod koniec życia? Że je przegrałam, tak? Dlatego walczę o każdą, najdrobniejszą nawet zmianę, żeby nie uronić ani chwili mojego istnienia.
    Ks. Jakub- moim zdaniem- też udziela bardzo dobrej rady, a w dodatku dzieli się z Tobą jednym z moich ulubionych cytatów. ;) Tak na marginesie- ja znam inną wersję, która do mnie osobiście bardziej przemawia, bo wydaje się bardziej dosadna- nie będę się tu rozpisywać, zostawiam link http://wasza-gabrysia.blog.pl/komentarze/index.php?nid=11109327
    Nie wiem... Może przemyśl to, co napisali moi Przedmówcy i staraj się...
    A jeśli nie wyjdzie, ciągle zaczynaj od nowa.

    http://www.youtube.com/watch?v=IjCG2hWT6Iw

    Trzymam kciuki.
    Uszy do góry.

    OdpowiedzUsuń
  10. doroto - piszesz, że Twój sposób działa. Ale co to tak naprawdę znaczy? Czy Ty jesteś w tym wszystkim szczęśliwa? Czy masz pokój w sercu? Sprytem wybrniesz z nerwowej sytuacj, ale co dalej?
    Ja nie bronię Biblii. Ale właśnie dlatego, że często traktujemy Słowo Boże jak anachronizm - nasze życie jest, jakie jest. Nie byłoby tak, gdybyśmy potraktowali Je serio. Piszę to także do siebie dorotko, ponieważ nie jestem idealna.
    Ale wiem, o czym piszę.
    Masz całkowitą rację co do manipulacji i co do facetów i ich traktowania kobiet:)
    Ale i tutaj Bóg ma coś do powiedzenia:) Jest tylko pytanie, czy chcemy to wiedzieć?
    A On daje wyjście - i tym wyjściem jest MODLITWA. O zmiany, o uzdrowienie relacji z mężem itd.
    I jeszcze coś. Zawsze, gdy decydujemy się modlić, aby Bóg zmeił naszego męża, czy inną trudną osobę - On zacznie od nas samych.
    Pewne jest jednak, że usunie każdy mur i odbuduje każdy most z serca do serca:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Doroto. Tak, jestem szczęśliwa. Mam spokój w sercu, a wiesz dlaczego?? Bo żyję w zgodzie ze sama sobą. Odrobina sprytu nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Pytasz co dalej? Jest dobrze, potrafimy się dogadać. Szanuję i podziwiam mojego partnera, ale dla siebie wymagam tego samego, no podziwiać mnie nie musi, ale szanować tak.
    Doroto, nigdzie nie napisałam, że Biblia i zapisane w niej słowa są anachroniczne. Miałam na myśli Twój sposób myślenia o mężach. Ja się z tym nigdy nie zgodzę. Poza tym uważam, że i owszem modlitwa jest potrzebna, ale nie możemy przyjąć sposobu życia pt" Panie Boże takim mnie stworzyłeś i taki mnie masz, zrób Panie Boże co chcesz, a ja palcem nie kiwnę". Wyznaję zasadę, że sami kształtujemy swoje życie i jesteśmy odpowiedzialni za nie. Zastanawiam się tylko , czy np. kobiecie , która żyje w związku z alkoholikiem, który ja i dzieci tłucze po głowie każdego dnia, tez byś powiedziała" Módl się, to on się zmieni". Wybacz, ale dla mnie to jest niedorzeczne.

    I uwierz , tez idealna nie jestem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. dorotko - nie musimy się zgadzać i nie jest moim celem wygrać tę dyskusję.

    Wskazałam jedynie Edycie przyczynę jej dramatu. Ty ją pocieszasz i ocierasz jej łzy ale nie stoisz w prawdzie. Z tego co ona pisze, to oni się kochali.

    Jeśli rodzice, mama czy tato są PRZED mężem, to zawsze małżeństwo na tym ucierpi i przeważnie się sypie.

    I to jest GŁÓWNY i jedyny korzeń tego dramatu.

    Proszę, nie utwierdzaj jej, że ma męża potwora - bo nie o niego chodzi, a o NIEPRZERWANĄ PĘPOWINĘ.

    Nie kłóćmy się:) Przepraszam, jeśli dotknęłam. Nie to jest moim celem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Doroto. Nigdy nie utwierdzałam Edyty, że ma męża potwora. Nie wiem skąd takie wnioski.
    Wydaje mi się, że piszemy o tym samym, wystarczy się wczytać w tekst.
    Myślę, ze Edytka sama musi uporać się z własnymi problemami, bo nikt i nic nie rozwiąże ich za nią, a dobrymi radami, to jest piekło wybrukowane.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mnie przez aurę na zewnątrz również dopadła jakaś atmosfera bólu oraz rozczarowania, myśli, których czasem bym się po sobie nie spodziewała. Zrobimy coś z tym razem? :**

    OdpowiedzUsuń
  15. dorotko - "przegięłam' z tym "potworem" i przepraszam Cię.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozterko - coś trzeba będzie zrobić... Bo ciężko tak żyć, gdy ciągle boli tam w środku... :*

    Dorotko - nie pomyślałam, że to Ty pisałaś :) Mam trochę podobny tok myślenia do Twojego. Nie pozwolę na pewno sobą pomiatać i nie mam zamiaru spokojnie wysłuchiwać jeśli ktoś na mnie krzyczy bez powodu. Dziękuję Ci bardzo za cenne rady i wsparcie :*

    DOROTKO - dziękuję za wypowiedzi. Tak to prawda z rodzicami. Ciągle uważają, że jestem małą dziewczynką, która ich musi słuchać i we wszystkim pytać o radę. Wyprowadzamy się na dniach. Dlatego teraz jest tyle pracy i tak późno odpowiadam. Mąż nie jest moją głową. Ja wyznaję zasadę, że w małżeństwie są równe prawa i nie ma dominacji. Nie jesteśmy przecież w Islamie. Co do Biblii to czytałam i również starałam się zawsze żyć w zgodzie z Bogiem i sobą. Ale niektóre wypowiedzi ze starego Testamentu na temat związków damsko-męskich są po prostu dla mnie nie do przyjęcia... Pozdrawiam serdecznie.

    Jakubie - śliczne słowa, które mi przysłałeś i wartościowe. Zatrzymałam się nad nimi dłuższą chwilę. Pięknie to wszystko ujęte, tylko czasem zwyczajnie brakuje sił. Pozdrawiam i dziękuję :)

    Zingela - zmiany są nieodłącznym elementem naszego istnienia. Najgorsza jest tylko obojętność. Wiem, co to znaczy, bo prawie sama wpadłam w taki stan, gdzie było mi obojętne czy wstanę rano czy nie... Nie chciałam nigdzie wychodzić. chciałam tylko spać... Pozdrawiam cię serdecznie i życzę Ci spełnienia najskrytszych marzeń :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie jesteś za słaba! Jesteś wystarczająco silna, żeby wstać i pójść dalej! Dasz radę ;) Nie możesz stracić nadziei i marzeń. Nawet kiedy jest nam źle, musimy patrzeć w przyszłość z nadzieją. Nadzieja matką głupich? Ale matka swoje dzieci kocha! Trzymaj się kochana :*

    OdpowiedzUsuń