Na stole stały cztery świeczki. Pierwsza rzekła nagle: "Jestem dobrem - ludzie już mnie nie potrzebują, więc mogę zgasnąć..." Druga świeczka dodała: "Jestem sprawiedliwością. Dziś nikt też mnie już nie potrzebuje!" Obie świeczki zgasły. Trzecia, zasmucona rzekła: "Jestem miłością - na mnie ludzie mają coraz mniej czasu, więc i ja zgasnę." Trzy świeczki zgasły. Do pokoju weszła młoda kobieta i popatrzyła na nie ze smutkiem. Czwarta świeczka odpowiedziała: "Nie martw się. Ja jestem nadzieją. Póki ja istnieję, wszystko można zacząć od nowa..."
Tak, to prawda. Nadzieja czasem trzyma nas przy życiu, wyzwala w nas siłę do walki. Tak dobrze o tym wiem. Dzisiaj kolejna spowiedź. Troszkę lżej na sercu. Chciałabym być bliżej Ciebie, Boże... Pozwól mi...
"Każdego dnia zbieramy kamienie. Ale co budujemy? Most czy mur?" No właśnie. Tylu ludzi dzisiaj widzi tylko siebie, swoje uczucia, plany... Tak trudno im spojrzeć na innych, coś naprawić, coś odbudować. Nieustanna pogoń za pieniędzmi, praca wymagająca coraz większych poświęceń. Hmmm... skąd ja to znam? Czy małżeństwo, rodzina nic już nie znaczy? Przecież mieć ukochaną osobę obok to najpiękniejszy prezent od życia. I najprawdziwszy, na zawsze. Wystarczy tylko się starać, dbać wzajemnie o siebie i kochać... oczywiście tą miłością pisaną przez duże M.
Długo klęczałam dzisiaj w kościele... Nie chciałam się nigdzie spieszyć, bo po co? Czasem warto przmyśleć swoje życie od samego początku. I choć pewnych momentów w życiu nie da się wymazać, to dziś wiem, że te gorsze dni dają siłę. Czasami warto jest się uśmiechnąć, choćby przez łzy.
"Boże mój, który widzisz w ukryciu"
Gdy staram się zapomnieć, Ty przypominasz. Gdy nie mogę zasnąć, Ty oczekujesz na moje przebudzenie. Gdy nie myślę o powrocie, Ty na mnie czekasz. Gdy nie widzę drogi wyjścia, Ty otwierasz drzwi. Gdy umieram z głodu, Ty zastawiasz mi stół. Gdy decyduję się: "Już czas, bym wyruszył", Ty wychodzi mi naprzeciw. Ja przecieram sobie oczy, nieczułe jak kamień, Ty, pochylony nade mną płaczesz. Nie mam odwagi wyciągnąć ręki, Ty mnie tulisz do siebie.
"Nadzieja potrafi być najstraszliwszą bronią, ale też i najmocniejszą uwięzią" - Andrzej Majewski.
OdpowiedzUsuńJednak mimo wszystko warto mieć nadzieję, bo ona pozwala nam iść dalej, podnieść się i wstać, daje szanse na lepsze jutro i umożliwia wyprzeć klęskę uśmiechem. Nie porzucaj nadziei, dobro dane innym zawsze powróci.
Powiem Ci, że ja nie lubię przebywać w Kościele, kiedy jest msza. Wolę przyjść tam, kiedy jest pusto lub jest mało ludzi. Osoby często przychodzą do Kościoła, aby sobie poplotkować i skomentować ubiór sąsiadki. To przykre, ale człowiek psuje atmosferę w czasie mszy...
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz u mnie na blogu. :)
Gdyby nie nadzieja nie wiem ,czy przerwałabym w tym trudnym obecnie świecie gdzie materializm z ludzi czasami zrobił roboty bez duszy. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję Edytko za wizytę zapisze Cie w linkach.
OdpowiedzUsuńNewraligiczna - tak, to prawda co piszesz. Chociaż ja lubię przebywac na mszy. Może tylko nie w moim parafialnym kościele, ale w innych tak. Dodałam Cię do linków, dziękuję za komentarz :)
OdpowiedzUsuńwww.rozwazna.blog.onet.pl - Masz rację, dzisiaj światem rządzi pieniądz i "piękno". Piszę w cudzysłowiu, bo mało kto obecnie patrzy na to prawdziwe piękno, które płynie z głębi serca. To jest prawidłowy adres? Weszłam na niego, ale właściwie bloga nie ma tylko sam szablon?
Edyto, ja czasami też potrzebuję odpocząć od Kościoła, do którego należę. A może powinnam napisać, że nie od Kościoła, ale od księży, którzy mają fatalne kazania, bo najczęściej narzekają i wytykają błędy, przeciągają, powielają schematy...
OdpowiedzUsuńTakże dodałam Cię do linków. :)
Newralgiczna - szczerze mówiąc to jeśli chodzi o księży to niektórzy rzeczywiście nie powinni nimi być. Ale nie nam to oceniać... ja pamiętam kiedyś moją spowiedź, w której zostałam zjechana z góry do dołu, właściwie nie wiem dlaczego. Wczoraj ten ksiądz asystował na mszy i patrzyłam mu prosto w oczy. Nie życzę mu źle, ale ja chcę się trzymać od niego z daleka. Jak widzę, że jest w konfesjonale, a ja mam iść do spowiedzi, to zmieniam kościół (na szczęście drugi jest niedaleko)... Ale znam też kilku wspaniałych księży, którzy mówią piękne kazania i zawsze można się do nich zwrócić po pomoc. Oby takich było więcej :)
OdpowiedzUsuń"Każdego dnia zbieramy kamienie. Ale co budujemy? Most czy mur?" przepiękne słowa. Myślę, że ostatnio buduję most, jednak co do jednej osoby... Co do P. to chyba właśnie ten mur...
OdpowiedzUsuńCudowne są też te ostatnie słowa. Nadzieja nigdy nie umiera, nigdy nie gaśnie. Tak jak Bóg i Jego miłość do nas. On jest z nami ciągle, ciągle na nas patrzy i nam pomoże.
Ukochana osoba jest największym skarbem, jednak w pogoni za pieniędzmi, pracą tak często o niej zapominamy, o czym się ostatnio na własnej skórze przekonuję...
Lubię być w Kościele, tam czuję się najlepiej na świecie... Tylko u mnie zamknięty jest, podczas mszy tylko otworzony, a szkoda. Wielka szkoda.
Całuję Cię kochana :*
Czemu mur Kochana?
OdpowiedzUsuńW mojej miejscowości też kościół jest zamknięty, ale bywam w większym mieście. I spowiadam się też tam... Uwielbiam tamten kościół, a właściwie tamte dwa kościoły. Czuję tam taki spokój, wewnętrzną ciszę, ukojenie. Piękne uczucie :) Buziaki :*
Czemu mur? Odpowiedź znajdziesz u mnie. To chodzi o ten Jego brak czasu.
OdpowiedzUsuńNiestety u mnie są remonty drogi, do miasta trudno dojechać co mi ostatnio bardzo utrudnia życie, poza tym nie mam za bardzo czasu... Sama wiesz jaka jest sytuacja.
Ja najbardziej uwielbiam swój kościół w swojej parafii :)
:*
Wiem jak jest Kochana. Ja kiedyś też lubiłam najbardziej kościół w swojej parafii, śpiewałam w scholi, która niestety się rozleciała i każda z nas poszła w swoją stronę (chodzi o miejsce zamieszkania, bo wiele osób wyjechało).
OdpowiedzUsuńA ja chyba kiedyś na wakacjach będę przejazdem w Twoich stronach :)
Ja też śpiewałam kiedyś w scholi, odeszłam tam z powodów bliżej nieokreślonych; małe spięcia z nauczycielką, oraz fakt, że nie uczęszczały tam żadne moje bliskie koleżanki zniechęciły mnie...
OdpowiedzUsuńBędziesz w moich stronach? Gdzie się wybierasz? W takim razie zapraszam Cię na kawkę (albo coś mocniejszego:D):*
Wybieram się do Sandomierza, ale jeszcze nie wiem kiedy i zawsze jeżdżę przez Stalową Wolę. Moja ciocia jest zakonnicą i niestety przyjechać do nas nie może... Dziękuję za zaproszenie :*
OdpowiedzUsuńSandomierz - piękne miasto, szczególnie dla zakochanych :) Stalowa Wola już mniej, chociaż nie narzekam. Ależ proszę bardzo :*
OdpowiedzUsuńPiękne, chociaż do tej pory niewiele udało mi się zwiedzić niestety. Ale myślę, że nadrobię to kiedyś :) A zaraz jadę do Rzeszowa znów :/ :*
OdpowiedzUsuńHistoria świec jest naprawdę piękna. Zbyt często kamienie tworzą mur, nie most. A szkoda... Bóg jest blisko Ciebie, musisz w to uwierzyć. ;*
OdpowiedzUsuńRzeszów też fajne miasto, ale ja najbardziej wolę Kraków- wyruszam tam na miesiąc, bodajże w piątek, bo nie mogę się zabrać do pakowania..
OdpowiedzUsuń:*
Lady House - masz rację, że kamienie za często tworzą mur. Wiem, że Bóg jest blisko, kiedyś bardzo wyraźnie to czułam. Dziś niestety już mniej :/
OdpowiedzUsuńEwel - Ja też uwielbiam Kraków. Kiedyś tam często bywałam. Dziś już niestety nie. Nawet dostałam się tam na studia, ale wybrałam inne miasto. Ehhhh głupia byłam i tyle. Udanego wyjazdu Ci życzę Kochana :*
Tę bajkę zawsze opowiadam ostatniej nocy dzieciom na koloni, posługując się świeczkami oczywiście. Niezależnie od wieku dzieci czy młodzieży to zawsze słuchają jej pilnie.
OdpowiedzUsuńCzemu wybrałaś Rzeszów? Masz bliżej, czy jak? :)
OdpowiedzUsuńDo Rzeszowa mam 56 km, a do Krakowa 170. A wiesz jak jest, gdy jest się zakochanym. Wiele z siebie dałam, zrezygnowałam z czegoś. I zastanawiam się czy warto...
OdpowiedzUsuńNiestety coraz częściej zamiast mostu do drugiego człowieka, powstają mury, który nas od szczęścia odgradzają.
OdpowiedzUsuńhttp://bez-cebuli.blog.onet.pl/ pojawiły się wyniki konkursu, myślę że Cię zainteresują :)
OdpowiedzUsuńSą takie momenty w życiu człowieka, które dają do zrozumienia: ,,Będzie lepiej. Jest nadzieja. Jest wiara. Jest miłość. Teraz będzie tylko lepiej". Przeczytałam tą historię na początku i chyba zdałam sobie sprawę, po pewnym, niedługim zresztą momencie upadku psychicznego, że w moim życiu jest nadzieja i że warto mieć nadzieję. I to uczucie- lżej na sercu. To oznaki w pełni dobrej spowiedzi.
OdpowiedzUsuńLudzie mają różne priorytety i różnie grają. Niektórzy oszukują na każdym kroku, inni wolą być uczciwi. Mieć ukochaną osobę przy sobie, no właśnie, to chyba jedno z moich drobnych marzeń.
Przeglądnęłam kilka postów wstecz i przyznam, że Twoje przemyślenia dają do myślenia i nawołują do refleksji. Będę zaglądać częściej.
Pozdrawiam. :)
Cześć.
OdpowiedzUsuńPrzejrzałem wszystkie posty na Twoim blogu i zasmucił mnie fakt, iż jesteś szalenie nieszczęśliwą osobą. Zasmucił dlatego, iż zdajesz się być osobą o cudownym wnętrzu, które jednak w dzisiejszym świecie zmaterializowanej idei, ciężko jest wyrazić na zewnątrz.
Ciężko znaleźć mi na szybko radę dla Ciebie, jeśli jednak miałbym coś powiedzieć, to na Twoim miejscu nie odnosił bym się tam bardzo do kwestii boga. Tak naprawdę to tylko iluzja, która w niczym nie pomoże, proponuje zacząć zwracać większą uwagę na szczegóły, kształtujące Twoje otoczenie. Jeżeli nie możesz odnaleźć szczęścia w ogóle, to poszukaj go w szczegółach. Dla mnie to było doskonałe lekarstwo, mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodzi.
Przy okazji zapraszam na swojego, gość świeżego bloga: www.septezo.blogspot.com
Rozterko - tak, to jest niestety smutna prawda. Tylko żeby cokolwiek zmienić każdy musiałby zacząć naprawiać swój świat, a to już gorzej...
OdpowiedzUsuńInwencja_twórcza - nadzieję warto mieć, to dzięki niej mamy siłę zmierzyć się z przeciwonościami losu. Dziękuję za komentarz. Będę do Ciebie zaglądać :)
Mr Isakub Septezo - masz rację, że szczęścia trzeba szukać w szczegółach. Powoli zaczynam cieszyć się małymi sprawami. Dziękuję :)