piątek, 29 lipca 2011

"Najpiękniejsze chwile życie psuje na siłę"

"Jestem rozdarta. Czuję, że opuściła mnie wiara. Jest mi zimno, jest mi wstyd. Naga leżę na podłodze. Iluzja nigdy nie przemieni się w rzeczywistość. Czuwam i widzę niebo rozdarte nade mną. Przychodzisz trochę za późno - już nie umiem wierzyć..."

Skasowałam resztę... z powodów, których nie chcę tutaj podawać... Czasem za dużo piszę o sobie zapominając, że to jednak sieć i każdy ma dostęp do moich rozmyślań. 

wtorek, 26 lipca 2011

"Oszukam czas, ucieknę od tych wszystkich smutnych spraw"

"Nie jesteś wcale tym, kogo przypominasz w chwilach smutku. Jesteś kimś więcej. Ty żyjesz, choć wielu innych odeszło z powodów, których nigdy nie zrozumiemy. Dlaczego Bóg wezwał do siebie ludzi niezwykłych, a nie właśnie ciebie? Dokładnie w tej chwili miliony ludzi poddało się, pogodziło z własnym losem. Nie cierpią, nie płaczą, patrzą jedynie jak mija czas. Utracili zdolność działania. Lecz ty, ty jesteś smutny. A to świadczy o tym, że twoja dusza jest ciągle żywa."

Cierpienie... towarzyszy nieustannie naszemu życiu, pojawia się w najmniej spodziewanych momentach i sprawia, że serce z bólu krzyczy, krwawi i pęka. Jaki w tym wszystkim sens i cel? Podobno bez cierpienia nie rozumie się szczęścia. Czy to prawda? Być może... 

Ja zatrzymałam się w miejscu. Staram się uśmiechać, szukam ciągle wewnętrznego spokoju. Od soboty jakoś mi tak trochę lepiej. Może dlatego, że w końcu chociaż przez chwilę poczułam się tak, jak kilka lat temu? I nic nie poradzę na to, że tak bardzo lubię te klimaty... muzyka, taniec, to miejsce (którego nigdy nie zapomnę). Jakoś udało mi się przekonać męża, żebyśmy się tam wybrali. Oderwałam się od szarej rzeczywistości i moje myśli powróciły do tamtych pięknych chwil sprzed lat... Chciałabym bardzo żeby było więcej takich dni. Ale to pewnie niemożliwe. Zostają tylko wspomnienia.

Avanti - Ten, kto się śmieje <-- KLIK

Piosenka, która zawsze zostanie w mojej pamięci <-- KLIK

Nie chcę już więcej tego smutku, który sprawia, że serce pęka na pół. Chciałabym w końcu odrobinę swojego szczęścia. Chciałabym czuć się kimś wyjątkowym. Wiem, że muszę najpierw sama do tego dojść, muszę szczęście odnaleźć w sobie. Inaczej nie będzie. Nie wiem tylko jak to zrobić. 

Z moją pracą dalej nic nie wiadomo niestety. Ciężko tak tkwić w niepewności już tyle miesięcy. Nie mam już złudzeń, że ją dostanę, bo to bez sensu wierzyć w coś, co pewnie jest już niemożliwe. Sama nie wiem...

I na koniec pewne słowa, które utwkiły mi mocno w pamięci: "Popatrz raz z dwóch stron, na siebie i na innych..." Czasem chyba warto nie być egoistą... Tylko czemu dzisiaj prawie każdy patrzy tylko i wyłącznie na siebie? Nie rozumiem...

środa, 20 lipca 2011

"Więc jak mam spać, kiedy wiem, że nie zasnę?"

Nie chce mi się już dłużej istnieć. Szczególnie wtedy, gdy rani mąż i rodzice... A ja? Czuję się wszystkim zbędna, niekochana, niepotrzebna, nic nie warta. To już ostatki moich sił. Nie dam rady... I proszę nie piszcie, że po burzy wschodzi słońce. To nieprawda. Nie dla mnie. Czekam na to słońce już tyle czasu, tyle godzin, tyle dni, miesięcy, lat... I gdzie ono jest? Nie ma. Chcę zniknąć... 

Czy ja naprawdę jestem jakaś gorsza? Czemu nie mogę być najważniejsza? Jaka jest prawda? Dla wszystkich jestem tylko zabawką... Nikim. Wszystko się sypie, jak domek z kart. A najbardziej sypię się ja. Nie mogę oddychać, lekarz twierdzi, że to alergia, ale wiem, że to nieprawda. To z nerwów. 

Czemu plany dotyczące mojej osoby zawsze można zmienić? Czy ja naprawdę tak niewiele znaczę? A przecież mam serce... chcę być szczęśliwa. Czemu wszyscy potrafią tylko ranić? Nie wiem w co mam już wierzyć. W jakie słowa, w jakie obietnice... Nie mam pojęcia czy cokolwiek jeszcze ma sens. Brak pracy, brak spokoju w sercu, brak ciepła rodzinnego. Co mam? Ciągły niepokój... 

I choć nie pogodzę się z tym, nie wiem jak dalej żyć... 

poniedziałek, 18 lipca 2011

"Teraz już wiesz, że nie wszystko proste jest"

"W jednej chwli stoisz na, zdawałoby się, pewnym gruncie i wiesz, że możecie ufać sobie bez reszty, a w drugiej, z powodu jednej uwagi, ten grunt usuwa Ci się spod nóg i zostajesz nagle zawieszona w powietrzu..."

Czemu tak łatwo można stracić do kogoś zaufanie, a tak długo się je później buduje na nowo? O ile w ogóle można ponownie zaufać, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. Obecnie analizuję swoje życie - wiem, że niepotrzebnie i to niczego dobrego nie przynosi, bo znów wracają te gorsze dni... A to bez sensu. Te dobre oczywiście też i sprawiają, że choć na chwilę pojawia się uśmiech na mojej twarzy. Uświadomiłam sobie, że staję się pesymistką... z tej radosnej dziewczyny pełnej marzeń i optymizmu w sercu. I zadaję sobie pytanie: Czemu tak się dzieje? Gdzie popełniłam błąd? Czy już nie mogę wziąć w swoje ręce życia i sprawić, żeby było takie jak kiedyś? 

Podobno "serce kobiety znaczy więcej, niż cokolwiek innego w stworzonym świecie". Tylko dlaczego tylu ludzi rani tak bardzo te nasze serca? Pamiętam jak kiedyś marzyłam, by jakiś człowiek mógł wziąć to moje połamane wtedy serce, posklejał w jedną całość i przeniósł je bezpiecznie przez życie. By już nigdy więcej nie pękało... by już więcej nie płynęły po policzkach łzy... Czemu więc ranią nas Ci, których kochamy najbardziej na świecie? Gdzie w tym sens, gdzie poczucie bezpieczeństwa?

Ale i tak jakoś dziś jest lepiej... Może to spotkanie z kuzynką jakoś tak dodało mi trochę optymizmu... Śmiech, rozmowa, ulubiona kawa :) Jak za dawnych lat, kiedy jeszcze mieszkała niedaleko mnie... bo później wyjechała niestety.

"Bo jest paru ludzi, bo jest parę w życiu dobrych chwil, bo jest parę złudzeń, które warto mieć, by żyć." A może to ja za wiele wymagam od życia?

_______________________

19 lipca 2011 r. Posypało się już całkiem. Sytuacja w domu (o ile w ogóle to miejsce można nazwać domem) jest tragiczna. Przerasta mnie. Czuję się jak intruz, mąż pewnie jeszcze bardziej. Rodzice jak zwykle chcą wszystkim rządzić, a nas traktują jak przedmioty, na które można warknąć, obrazić się, jeśli nie spełniają ich oczekiwań. Nie mam sił. I w dodatku jeszcze ta niepewność z pracą. Gdybym wiedziała, moglibyśmy rozpocząć budowę, a tak to nic nie wiadomo... Nie mam siły na nic. Dosłownie. Ile jeszcze w moim życiu będzie tych gorszych dni?

piątek, 15 lipca 2011

"Wiem jak to jest kochać tak, gdy serce się łamie na pół"

"Nie oczekuj od życia więcej,
niż może Ci dać.
Wszystko, co ma przyjść,
przyjdzie - we właściwym czasie.
Po prostu tańcz,
gdy masz ochotę tańczyć
i płacz, gdy nie możesz inaczej.
Jest tylko jedna historia
napisana specjalnie dla Ciebie:
TWOJE ŻYCIE"

Czemu to wszystko nie może być tak dziecinnie proste, jasne i oczywiste? Nowe dni stare rany wciąż zadają. Dlaczego? Czy ja zawiniłam? I już nawet łzy nie chcą płynąć. Kamienna twarz, serce z kamienia? Nie... Nie wiem. "Ogień, który Cię sparzy to ten sam, przy którym się grzejesz" - jakoś dziwnie prawdziwe te słowa. Cytat wylosowałam w andrzejkowym ciasteczku, jeszcze w moich licealnych czasach. Tylko czemu się tak sprawdza? Czemu ból zadają najbliższe sercu osoby? Myślicie, że można kłamać dla czyjegoś dobra? A co, jeśli prawda wyjdzie na jaw?   Jak zachować się w momencie, gdy dobrze się wie, że ktoś nie mówi prawdy? Pęka serce, gdy właśnie tę prawdę, którą chciałoby się usłyszeć od ukochanej osoby, słyszy się od kogoś innego, obcego... albo tak jak w moim przypadku intuicyjnie się o tym po prostu wie.  Boli, strasznie boli. 

"Nigdy nie patrz w moje oczy, jeśli to, co mówisz jest kłamstwem" - tak po prostu. Nie toleruję tego.

"Zamiast gwiazd"    <-- śliczna piosenka :)

"Nieważne jak daleko pójdziesz, aby odnaleźć swoje miejsce. Może jedno, a może kilka - nigdy nie wiesz. Zostawiaj zawsze po drodze to, co najbardziej cenne: okruchy szczęścia w sercach innych ludzi."             

wtorek, 12 lipca 2011

Czy myślisz, że można tak łatwo zapomnieć??

"Pewien człowiek miał sen. Śniło mu się że szedł przez plażę razem z Panem.
Przez niebo przemijały sceny z jego życia. Przy każdej scenie zauważał dwa ślady stóp na piasku: jedne należały do niego, inne do Pana. Kiedy ostatnia scena z jego życia przeminęła przed nim, spojrzał z powrotem na ślady stóp na piasku. Zauważył, że wiele razy na drodze jego życia był tylko jeden szlak stóp. Zauważył także, że działo się to w najszczęśliwszym oraz w najsmutniejszym okresie jego życia. To go naprawdę zmartwiło i zapytał o to Pana: "Panie, Ty powiedziałeś, że kiedy zdecyduję się pójść za Tobą, Ty będziesz ze mną cały czas. Ale zauważyłem, że w czasie najbardziej bolesnych momentów mojego życia, był tylko jeden ślad stóp. Nie rozumiem, czemu kiedy potrzebowałem Ciebie najbardziej, Ty mnie opuszczałeś."Pan odpowiedział: "Mój synu. Moje drogie dziecko. Kocham cię i nigdy bym cię nie opuścił. W czasie twoich prób i cierpień, kiedy widziałeś tylko jeden ślad stóp, to było wtedy, kiedy niosłem cię na rękach." 

Ślady na piasku <-- Warto zabaczyć :)

Znów prześladują mnie te sny, te myśli... Co mam zrobić, żeby się tego skutecznie raz na zawsze pozbyć? Prawie co noc śni się to samo. Jak jakaś błędna obsesja. 

Naprawdę chciałam, ale udało mi się jakoś powstrzymać. Jakim cudem - tego nie wiem. Nie mogę... Teraz już na to nie pora. A poza tym czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

piątek, 8 lipca 2011

"Są ludzie, są serca..."


„Pewnego razu, po kolejnej sytuacji, w której ukochany zawiódł, dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad więzią, która ich łączy i wprost zapytała swojego adoratora:
 - Czym jest dla ciebie miłość?
 - Miłość - odpowiedział pełen entuzjazmu chłopak - to jest TO, co nas łączy...!!!
 - To znaczy?
-  To znaczy, jest to więź - najsilniejsza i najdoskonalsza, która może łączyć dwoje ludzi, która wiąże ze sobą przyjaźń, dobro, zaufanie, szacunek... Bo kochać, to znaczy, pragnąć dobra drugiej osoby bardziej niż swojego... to znać jej potrzeby i oczekiwania i starać się spełniać je w miarę możliwości, pragnąć ją uszczęśliwiać, troszczyć się o nią i być gotowym oddać za nią życie!!!
- A, ty? Kochasz mnie?
- Oczywiście, że cię kocham!
- I nie chciałbyś, żebym cierpiała?
- Zrobiłbym wszystko, żebyś nie cierpiała! Gdybym mógł - życie oddałbym za ciebie!!!! Tak cię kocham!!!! I nigdy nie pozwoliłby, żeby ktoś cię krzywdził!!
Dziewczyna chwilę się zastanowiła, po czym odpowiedziała:
 - To dlaczego TY wciąż mnie ranisz?”

A dziś jak kadry z filmu przelatują mi przed oczami wydarzenia z mojego życia. Tak dobrze pamiętam dyskotekę, na której się poznaliśmy. Jego spojrzenie docierające w głąb mojego serca, jego słowa jak kojąca melodia wpadały do wnętrza duszy. Potem nasze kolejne spotkania... pierwsze przytulenia, pierwszy pocałunek... i czas naszej rozłąki... Czekałam ponad pół roku, aby móc znów Go zobaczyć, przytulić, pocałować...
Lotnisko w Krakowie... Gdy zobaczyłam Go wychodzącego z bramki pobiegłam i wtuliłam się w Jego ramiona... ze łzami w oczach i uśmiechem na ustach.
Stęskniona...
Nasz czas spędzony razem... cudowne chwile. Kolacja przy świecach, taniec przy wolnej muzyce i cała noc rozmów... nareszcie w cztery oczy.
A potem kolejna rozłąka... tym razem nie widzieliśmy się trzy miesiące. W lipcu wesele i kilka dni spędzonych razem...
I sierpień.... wspólny wyjazd nad morze... Szum wody, plaża i my... Tak cudownie tam wtedy było. I nie mogłabym zapomnieć o naszych imprezkach w Malibu...
Dwa wyjazdy z nim do Anglii. Całe dnie spędzane razem. Ten czas rozłąki zniszczył mnie od środka. Stałam się niepewna, chyba bardziej nieufna po kilku takich sytuacjach, w których nigdy nie chciałabym się znaleźć. Ale staram się nie wracac do nich. Każdy ma prawo popełniać błędy. A akurat te były do wybaczenia. Dziś jesteśmy małżeństwem - raz jest lepiej, innym razem gorzej. Po prostu życie.

I na koniec mój ulubiony wiersz, chociaż niestety nie napisany przez mnie:

"..co się stało
mała zagubiona dziewczynko
dlaczego stoisz tu sama
w ciemnym, zimnym pokoju
dlaczego twoje usta milczą tak zaciśnięte           
a oczy przestraszone
spoglądają przed siebie
- nie widząc
spoglądają za siebie
- i zlęknione uciekają
dlaczego stoisz tu w miejscu
bojąc się poruszyć
czego się tak lękasz
czemu zamknęłaś tak szczelnie
wszystkie drzwi i okna

pozwól chociaż łzom wypłynąć"
 

wtorek, 5 lipca 2011

Dziś to już nieważne...

Czuję się jak nic nie znaczący dodatek do ich życia... A jeszcze wczoraj było tak pięknie... Myślałam, że tak będzie zawsze. Głupia byłam... Nie warto się cieszyć, mieć nadziei. Nic nie warto. Staję się niewidzialna.... Tak po prostu...

I co mam poradzić na to, że moje serce wciąż rwie się do przodu, żeby tylko było kochane, doceniane... Nie dlatego, że coś zrobi, tylko dlatego, że po prostu bije i kocha ponad wszystko. Tylko tyle...

Obojętność... moje serce zamieni się kiedyś w głaz... Bo inaczej chyba nie przetrwa...

Smutno... 

piątek, 1 lipca 2011

"Wody wielkie nie zdołają ugasić Miłości, nie zatopią jej rzeki"


Przeczytałam gdzieś niedawno te słowa. Bardzo mocno utkwiły mi w sercu. Ktoś opisał fragmencik swojego życia. Pięknego życia, pięknej przemiany. 

"Dopiero kiedy z żoną zostaliśmy całkiem sami, zrozumiałem, czym tak naprawdę jest małżeństwo. Dopiero wtedy dorosłem do roli męża. Pojąłem, że żona to mój najważniejszy człowiek, najtrwalszy krytyk, najszczerszy do bólu przyjaciel. Że to ta jedyna osoba, do której idziesz, kiedy przegrywasz, z którą naprawdę dzielisz radość, gdy zwyciężasz. Do której nie wstyd iść, kiedy boli i której najbardziej chcesz powiedzieć, kiedy się cieszysz. Wszyscy inni: koledzy, przyjaciele dają ci tylko część. A ona jedna daje całość. I ty jej dajesz wszystko: to, kim naprawdę jesteś. Musiałem pojechać na emigrację, żeby to zrozumieć i żeby się tego nauczyć. Dziś już nie odstępuję żony na krok. Tyle przeze mnie wycierpiała. Nie jestem święty. Wierzę w Boga i wiem, że ten ostatni sąd nie będzie dla mnie łatwym zadaniem. Wiem, że będę musiał gęsto, oj gęsto się tłumaczyć. Ale wiem, że żona jest moim aniołem. Bez niej wziąż byłbym tamtym chłopakiem, co przepija wypłatę w trzy dni. Zawsze ze mną była. A teraz ja oddałbym dla niej wszystko. Chciałbym naprawić to, co było złe. Chciałbym cofnąć czas... być przy niej, gdy tego potrzebowała, rozmawiać, przytulić... Ale czy jeszcze nie jest za późno? Czy uwierzy, że się zmieniłem? Spróbuję... przecież ona jedna we mnie wierzyła, gdy wszyscy inni zwątplili. Musi się udać. Kocham ją."

Gdy pierwszy raz przeczytałam tą historię łzy popłynęły mi po policzku... Moje sny mnie przerażają. Nie chcę już ich... 

Ostatnie dni upływają mi na przemyśleniach, analizowaniu swojej duszy. Próbuję osiągnąć ten wewnętrzny spokój. Pogoda nie nastraja optymistycznie, za oknem pochmurno, pada deszcz. Myślę też o przyszłości, o własnym domu. I zastanawiam się nad pewną propozycją. Właściwie to fajnie byłoby mieć swój własny kawałek na poddaszu. Taki tylko nasz. Bo na obecną chwilę jest ciężko. Mamy tylko jeden pokój. Przed ślubem wiele obietnic ze strony rodziców, które nie doszły do skutku. Trochę mi przykro z tego powodu.  Mam nadzieję, że podejmiemy właściwą decyzję, żeby później niczego nie żałować... Modlę się o to każdego dnia...

I tak na koniec: "Zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że Kochasz." Co te słowa tak naprawdę znaczą? Czy rzeczywiście trzeba zapomnieć o sobie i poświęcić się tylko drugiej osobie?

______________________________________

2 lipca 2011 r.

Niestety propozycja okazała się już nieaktualna... Nadzieja związana z naszym domem też się gdzieś ulotniła. I co teraz? Nie mam już pomysłów. Chciałabym mieć taki nasz mały skrawek ziemi, dom, dzieci i psa :) Wiem, że "dom" to coś więcej niż ściany, miejsce... to przede wszystkim wspólnota serc. Ale jak ją tworzyć, gdy w miejscu gdzie mieszkamy obecnie nie możemy właściwie nic?

Smutno....