sobota, 24 września 2011

"Powiedz wszystkim, że człowiek nie jest nigdy bardziej człowiekiem niż wtedy, kiedy zgina kolana przed Bogiem."

Zaczytuję się ostatnio w świadectwie Cataliny Rivas. Przez jakiś dziwny przypadek trafiłam na forum, gdzie pierwszy raz o niej przeczytałam. A wszystko zaczęło się od mszy o uzdrowienie, która ma być w poniedziałek w miejscowości obok mojej. Zastanawiam się cały czas czy na nią iść. Z jednej strony coś mnie niesamowicie tam ciągnie, z drugiej - czuję lęk. Bo co będzie jeśli ja też upadnę po dotknięciu przez kapłana? Nigdy czegoś takiego nie widziałam, nie słyszałam... dopiero niedawno. 

"Ludzie planują dzień, tydzień, semestr, wakacje, itd. Wiedzą, gdzie będą odpoczywać, w jaki dzień pójdą do kina lub na przyjęcie, kiedy odwiedzą babcię lub wnuczki, dzieci, przyjaciół i kiedy skorzystają z rozrywki. Ile rodzin mówi przynajmniej raz w miesiącu: "Dzisiaj jest dzień, by odwiedzić Jezusa w Tabernakulum" i cała rodzina przychodzi, by porozmawiać ze Mną? Ilu siada przede Mną i rozmawia ze Mną, opowiadając Mi, co się wydarzyło od ostatniego razu, opowiadając Mi swoje problemy, trudności, prosząc Mnie o to, czego potrzebują... czyniąc Mnie częścią tego wszystkiego? Ile razy?" (...) "Ja wiem wszystko. Czytam nawet najgłębsze sekrety waszych serc i umysłów. Ale cieszę się, gdy mówicie Mi o swoim życiu, gdy pozwalacie Mi w nim uczestniczyć jako członkowi rodziny, jako bliskiemu przyjacielowi. Jak wiele łask człowiek traci, jeśli nie daje Mi miejsca w swoim życiu!"

Czy był ktoś z Was kiedyś na takiej mszy? Jeśli tak to jakie są Wasze odczucia?

A teraz trochę o czymś innym. Oglądam właśnie moje zdjęcia z okresu kiedy kończyłam LO, zdawałam maturę itd... Jaki to był okres w moim życiu? Dobry i zły... Ale zdjęcia pokazują roześmianą dziewczynę, pełną radości w sercu. Choć wtedy też było różnie. Zdarzało się, że po policzkach płynęły łzy. Ale byłam ostoją spokoju, wewnętrznej harmonii, po prostu byłam innym człowiekiem. Kim się stałam przez to czekanie, przez ciągłą niepewność? Malutką, przestraszoną istotką, bojącą się odrzucenia, zranienia, bólu... Z jednej strony kochałam, z drugiej umierałam... A wracając do okresu, o którym pisałam wcześniej, to dziękuję z całego serca ludziom, którzy wtedy pojawili się w moim życiu. 

I jeszcze zapomniałam o jednym: kocham góry - wtedy właśnie tam byłam. Moje piękne Zakopane ;)

_______________

27.09.2011 r.

Byłam, czułam, widziałam... Coś niesamowitego. A myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w  filmikach na youtube. Ale to działo się naprawdę. Kilka osób osunęło się na ziemię... Ja nie, ale poczułam jak przepływa przeze mnie przyjemne ciepło. Bardzo przyjazny ojciec Witko i piękne świadectwa uzdrowień. Szkoda tylko, że mojego męża nie było wtedy ze mną... Coś niesamowitego, coś, co warto przeżyć. I teraz nasuwają mi się same słowa, które wpadły mi w ręce na obrazku, gdy zaczynałam wątpić, że Bóg istnieje: "Odwagi! Ja jestem! Nie bójcie się".

wtorek, 20 września 2011

"Don't cry..."

Tysiąc myśli na minutę. W głowie piosenka, która jakoś niespodziewanie powróciła i nie chce odejść. "Don't cry" - tamte klimaty już dawno za mną, ale tej jednej piosenki nie umiem zapomnieć. Dziś wspomnienia znów mnie dopadły... to chyba z tego samotnie spędzonego dnia. Myśli krążące po głowie i powracające do najbardziej banalnych szczegółów z przeszłości. Ale tylko do tych dobrych szczegółów... na szczęście. Bo jakoś nie mam ochoty znów łapać doła. Szczególnie po tym, że cały ostatni rok był jednym ciągłym dołowaniem się i walką o lepsze dni... Rok pełen upadków i szukania Boga w moim życiu. Na nowo... zupełnie od samego początku. Czy się udało? Nie wiem... Mam nadzieję, że gdy kiedyś Boże stanę twarzą w twarz z Tobą, nie zaprzesz się mnie... nie zostawisz, nie opuścisz. Wiesz, że tyle błędów popełniłam, wiesz, że przez pewną spowiedź straciłam poczucie wartości, poczułam się jak nic nie warty śmieć, ale walczyłam przez cały czas, żeby na nowo odnaleźć drogę do Ciebie. Czy mam żal do tamtych osób, które powinny podnosić, a stoczyły mnie na dno? Nie... już nie mam. Każdy jest przecież tylko człowiekiem. Tylko dlaczego to właśnie ja zawsze musiałam się czuć tą gorszą? Nie wiem...

Najgorsze jest to, że tak łatwo odpuściłam naukę gry na gitarze. I znów bolą palce, bo kilka dni temu chciałam odświeżyć moje dotychczas nabyte umiejętności. Ale nauczę się grać tą piosenkę, której słowa umieszczam poniżej, bo cudna jest ;)

"Wody nie ugaszą jej,  
Nie da zdławić się przez wiatr.  
Rzeki nie zatopią jej,  
A jej żar to ognia żar.  
Jak śmierć jest miłość, tak potężna jest.  
Jak śmierć jest miłość, potężniejsza jest."

Kochani! Nigdy nie rezygnujcie z siebie i ze swoich marzeń. Walczcie przede wszystkim o siebie, bo nikt za Was tego nie zrobi. Łatwo jest komuś tak po prostu "dowalić", zmieszać z błotem, zniszczyć. Dużo trudniej zdobyć się na uśmiech i pomocną dłoń. Czasem można zabrnąć za daleko, tam, skąd nie będzie już powrotu. Życzę Wam trafnych wyborów w życiu i podążania tą drogą, która daje prawdziwe szczęście.

Podobno dobro zawsze do nas wraca...

czwartek, 15 września 2011

Życie to lekcja pokory...

Ostatnio myślę, że pewne sytuacje musiały się wydarzyć w moim życiu tylko po to, by nauczyć mnie pokory. Może za wiele wymagałam od życia, od wszystkich wokół. Tylko przecież ja też zawsze dawałam z siebie wszystko, tyle ile mogłam. Czy to źle? Czy wymagania są złe? Same w sobie chyba nie, tylko trzeba umieć je dostosować do możliwości każdego człowieka. Ja jako nauczycielka tak dobrze powinnam to wiedzieć. I wiedziałam... Bo dzieciakom zawsze stawiałam wymagania adekwatne do ich możliwości. Więc czemu w życiu prywatnym nie umiałam? Nie wiem... ale się uczę. Bo w życiu chyba nie chodzi o to, żeby być idealnym, ale żeby malutkimi kroczkami stawać się coraz lepszym.

Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić. Nie chciałam, by przeze mnie płynęły łzy po czyjejś twarzy. Moje życie nie zawsze było takie, jakim chciałam żeby było. Ale zrozumiałam jedno: to wszystko musiało się stać. Tak po prostu. Teraz już się nie buntuję przeciwko Bogu, gdy coś mi nie wychodzi... Staram się pomagać innym i uśmiechać tak często jak to możliwe. Chciałabym żeby wszyscy wokół mnie byli szczęśliwi...

I tego prawdziwego szczęścia Wam też życzę i uśmiechu płynącego prosto z serca :*

poniedziałek, 12 września 2011

"Największe cuda powstają w największej ciszy"

"Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko."

Ja chciałabym żyć tak, jakby wszystko to, co jest dookoła mnie było cudem. Wtedy jest pięknie... wtedy zachwyca nawet najmniejszy promyk słońca. 


piątek, 2 września 2011

"Umiera świat na brak miłości"

"Nie płacz w liście, nie pisz, że los Ciebie kopnął. Bo kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno" ~ks. Jan Twardowski"~

Rozwiane plany, marzenia, skończona walka o ukochaną, obiecaną pracę. Tak jakby tego w ogóle nie było. Pół roku czekania, istnienia w nadziei, że jednak się uda... do ostatnich chwil. Miałam o tym więcej nie myśleć, nie mówić, nie pisać. Ale tak żal... Czemu to wszystko się nie może poukładać? 

Mąż znów wspomina o jego wyjeździe do Anglii. A mnie to tak bardzo boli. Ja nie wyjadę, muszę skończyć ten ostatni rok studiów. Nie chcę żyć znów na odległość, bo przecież co to za życie? Miało być inaczej. Mieliśmy mieszkać w domu, o którym kiedyś pisałam, ale nie wyszło. Jesteśmy na niczym, znów w punkcie wyjścia, a ja w dodatku bez pracy. No cóż... przecież jakoś się to wszystko musi poukładać. Mąż od wczoraj ciągle w złym humorze. Nie jest łatwo. Ja też potrzebuję trochę spokoju, wyciszenia, miłości silniejszej od tego wszystkiego. Wiem, że jest ciężko, ale nie tylko jemu.

Dzisiaj pierwszy piątek miesiąca. Spowiedź... Dziwne, że dopiero tak niedawno odkryłam prawdziwą wartość tego sakramentu. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Tylko co z tego, skoro i tak codzienność zwycięża. Upadki, zranienia, nieprzemyślane słowa - nie jestem idealna. Tak dobrze to wiem. Ciągłe postanowienie poprawy, które wychodzi mi tylko na kilka tygodni, czasem dni. W każdym razie niech Bóg ma w swojej opiece tych cudownych kapłanów, których ostatnio stawia na mojej drodze. 

"Panie Boże, dajesz nam tyle łask i wskazujesz nam drogę wiodącą do szczęścia wiecznego. Tak wiele jest powodów do wdzięczności i radości. Daj nam Panie radość serca, aby więcej było uśmiechu niż smutku, więcej optymizmu w naszym życiu. Niech radość życia, bycia Twoim dzieckiem, przepełnia nasze serca i promieniuje w otoczeniu. Bo Ty jesteś naszym Ojcem, dobry Boże."