Chciałam się zabić. Tak po prostu. Było mi obojętne co się ze mną stanie. Wybuchłam znów. Po takim tekście jaki uslyszałam, po tych słowach, które słyszę kilka razy w tygodniu... Nie dałam rady inaczej. Ale żyję... Nie wytrzymuję nerwowo, bo nie da się tego wytrzymać. Tego strachu, tego ciągłego poczucia, że jest sie tylko pionkiem w czymiś życiu. Życiu, które i tak już nie ma większego znaczenia. Nie wytrzymuję... Mąż, który powinien wspierać, być i kochać widzi tylko siebie. I pokazał mi wczoraj dobitnie, że jestem tylko i wyłącznie dodatkiem do jego życia. Wykańczam się...
Zamiast mnie przytulić żebym się uspokoiła, to przeklina na mnie jakbym była zerem. Kocha? A jeśli nawet kocha, to warunkowo... Smutno mi strasznie.
Wczoraj mój wybuch odbił się na całym domu. Nawet rodzice już wiedzą. Tylko oni potrafią dostrzec moje potrzeby, nawet obecnie stojąc z boku. Czemu mąż nie widzi swojej winy... Wczoraj żeby odbić piłeczkę zaczął mi wyciągać wszystkie moje zdenerwowania. Mówił, że jestem chora... Tylko ja nigdy tak nie reagowałam. NIGDY! Ale teraz nie mogę. Jak kilka razy w tygodniu słyszę, że wyjedzie do Anglii - to ten strach, który panował w moim sercu przez 2,5 roku znów się zakorzenia. Wiedział, że nie zgodziłabym się na małżeństwo na odległość. Obiecał, że nie wyjedzie. A teraz?
Nie umiem tak funkcjonować, gdy nie mogę powiedzieć, co mnie boli. Nie umiem żyć w takim małżeństwie, gdzie druga strona nie liczy się z moim zdaniem i robi sobie to, co chce. Bez względu na to jak ja się będę czuła. Nie chcę być tylko dodatkiem do jego życia. Bo dobrze jest tylko wtedy, gdy nic się nie odzywam, nie mówię, co czuję, czy co mi się nie podoba.
A mam chyba do tego prawo...
Zamiast mnie przytulić żebym się uspokoiła, to przeklina na mnie jakbym była zerem. Kocha? A jeśli nawet kocha, to warunkowo... Smutno mi strasznie.
Wczoraj mój wybuch odbił się na całym domu. Nawet rodzice już wiedzą. Tylko oni potrafią dostrzec moje potrzeby, nawet obecnie stojąc z boku. Czemu mąż nie widzi swojej winy... Wczoraj żeby odbić piłeczkę zaczął mi wyciągać wszystkie moje zdenerwowania. Mówił, że jestem chora... Tylko ja nigdy tak nie reagowałam. NIGDY! Ale teraz nie mogę. Jak kilka razy w tygodniu słyszę, że wyjedzie do Anglii - to ten strach, który panował w moim sercu przez 2,5 roku znów się zakorzenia. Wiedział, że nie zgodziłabym się na małżeństwo na odległość. Obiecał, że nie wyjedzie. A teraz?
Nie umiem tak funkcjonować, gdy nie mogę powiedzieć, co mnie boli. Nie umiem żyć w takim małżeństwie, gdzie druga strona nie liczy się z moim zdaniem i robi sobie to, co chce. Bez względu na to jak ja się będę czuła. Nie chcę być tylko dodatkiem do jego życia. Bo dobrze jest tylko wtedy, gdy nic się nie odzywam, nie mówię, co czuję, czy co mi się nie podoba.
A mam chyba do tego prawo...
I tylko na usta same cisną mi się słowa... Boże, przepraszam...
Kochanie.. Nie wiem, co Ci teraz napisać.. Przede wszystkim cieszę się, że tego nie zrobiłaś. Że znalazłaś w sobie tyle odwagi, aby zmierzyć się z życiem. :* Pamiętaj, że nigdy nie ma dostatecznego powodu, aby skończyć ze sobą - choćby się nie wiem, jak waliło - kiedyś musi wyjść słońce!
OdpowiedzUsuńMusisz powiedzieć, co Cię boli, czego oczekujesz, czego pragniesz. Małżeństwo to nie jest "dodatek" do życia, to bardzo istotne zobowiązanie, to przede wszystkim BYCIE RAZEM, a nie tylko obok siebie. Tak dłużej nie można. Powinnaś zrobić coś w tym kierunku.. A co do męża - niestety powinniście albo zawalczyć o wspólny związek... albo chyba się rozejść. Bo nie może być tak, że męczysz się psychicznie. Nie na tym polega miłość...
Rozterka
Kochana, ja mówię, ciągle mówię, co mnie boli... ale to nie przynosi rezultatów. Teraz siedzę sama w domu, nawet nie obchodzi go co robię, nie zadzwonił, że wróci później. Nie wiem co mam myśleć. Kompletnie nie wiem. Przerasta mnie to. Na obecną chwilę smutki zabijam alkoholem. Nie wiem jak ammdalej żyć. Kocham go, ale czemu on nie potrafi zrozumieć, że ja też mam prawo mieć swoje uczucia...
OdpowiedzUsuńEdytko przepraszam, że tak bezpośrednio napiszę, ale w pewien sposób jako przyszły doradca rodzinny chciałam delikatnie spytać się, czy nie myślałaś o tym by zgłosić się do poradni rodzinnej? Jeśli nie da we dwoje to chociaż Ty sama.
OdpowiedzUsuńMyślałam i wiem, że muszę, bo się wykończę. Już jestem na skraju nerwowego załamania. I tylko alkohol mnie trzyma przy życiu. Ale pani z poradni na naukach przedślubnych wiele zawdzięczam... oczywiście złego, bo mówiła, że facet ma rządzić, może też zdradzac, byle sie tylko żonie nie przyznawać. mam taki żal do tej kobiety. Ja naprawde nie umiem już zyć. nie chcę
OdpowiedzUsuńKochanie, co Ci napisać? Jakie słowa zostawić niedoszłej samobójczyni? Dobrze wiesz, że sama też byłam swojego czasu (całkiem niedawno wstecz) na skraju. Jakoś powolutku z tego wyszłam, krok po kroku... Coś Ci powiem. Mam znajomą, była ze swoim chłopakiem 5 lat, wzięli ślub i są małżeństwem już od dwóch lat. Mają małego synka. Otóż ta znajoma uświadomiła sobie ostatnio, że nie kocha swojego męża, mimo, że jest on dla niej wzorowym mężem, wzorowym ojcem dla syna... Nie ma mu praktycznie nic do zarzucenia. Ale zdecydowała się na rozwód. Nie chce go ranić, bo go nie kocha.
OdpowiedzUsuńA co ma powiedzieć kobieta, która kocha i jest raniona? Faktycznie, tak jak moja przedmówczyni Agnieszka wspomniała... Może poradnia rodzinna?
Skarbie, będzie dobrze, uwierz! Pamiętaj, że jestem zawsze z Tobą... :*