Dziękuję Wam Kochani za ostatnie komentarze i wsparcie. Teraz szczególnie jakoś go potrzebuję. Rzadko tutaj bywam, ale jesteśmy w trakcie przeprowadzki i nie mam na nic czasu. W domu atmosfera napięta jest strasznie. Mama płacze po kątach, tata strzela do mnie aluzjami, że to wszystko przeze mnie, że nigdy się nie spodziewali, że tam pójdę, itd... Długo by o tym opowiadać. W każdym razie dziadkowie przepisali ten dom na nas. Może jest troszkę dalej od centrum, ale nie jest źle. Fakt, musieliśmy zrobić generalny remont, mimo iż dom jest murowany. W sumie to jeszcze nie skończyliśmy całkiem. Mamy gotowe 2 pokoje, łazienkę, wymienione okna, drzwi do pokoi, kanalizację i centralne ogrzewanie wymienione na nowe. Jeszcze przedpokój trzeba obić panelami i pomalować kuchnię oraz wymienić w niej meble. Ale to już się zrobi w trakcie... I wyrównać teren dookoła domu... Trochę jeszcze jest pracy. Tata wczoraj nam pomógł meble przewieźć, ale nie obyło się bez złośliwości. Nie wiem co on powiedział dziadkowi, ale wiem, że to nie było nic miłego. Było mi przykro. Znów wpędzona w poczucie winy... Czuję się z tym źle, jakbym robiła coś złego. I mimo iż sobie tłumaczę cały czas, że mam prawo do własnych decyzji, to jednak ciągle jestem pod ich presją, bo chodzą przybici, smutni, mama ma zapuchnięte od płaczu oczy i tata nie szczędzi sobie złośliwości. A przecież ja nie wyjeżdżam na koniec świata. To tylko 3 km odległości. Tylko... Wiem, że może im być ciężko, bo zawsze byłam w domu. Ale ja nie rozstaję się z nimi w złości, nie przestanę ich kochać... tylko chcę ułożyć sobie życie po swojemu... A mimo wszystko i tak mam wyrzuty sumienia. Dlaczego?
Z mężem jakoś powoli się zaczęło układać chyba. Powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę. Ciekawe na jak długo podziała. A jeśli nie to wezmę sobie do serca sposób Dorotki :) Może podziała wtedy...
I na koniec życzę Wszystkim radosnych, spokojnych, pełnych ciepła, miłości i pokoju Świąt Bożego Narodzenia, a w Nowym Roku błogosławieństwa Bożego i spełnienia marzeń.