środa, 26 października 2011

"Najpiękniejszy dar to przebaczenie. Tam, gdzie nie chce się przebaczyć, od razu powstaje mur. Od muru zaś zaczyna się więzienie"

"Śpieszmy się"

Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą 
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą....

ks. Jan Twardowski

I znów, jak każdego roku o tej porze przychodzi czas na refleksję.... Czas modlitwy i zamyślenia nad tym, co ważne... jedyne i prawdziwe. 
Cmentarz - to nie są tylko groby ułożone w alejkach i przykryte dywanami kwiatów i zniczy. Każdy z nich ma w sobie wielką tajemnicę. Jedne pełne cierpienia i bólu. Inne skrywają nieszczęśliwą miłość, żal. A jeszcze inne szczęśliwą historię, która wydawała się nie mieć końca.... W każdym leży człowiek. Człowiek, który miał marzenia, który kochał. Człowiek, który cierpiał albo był szczęśliwy...
Przebaczenie.... dlaczego tak trudno nam to przychodzi? Dlaczego ten ból i żal ciągle tkwi na dnie serca? Zakorzenił się i nie chce zniknąć.... Tak ciężko żyć, gdy przez cały czas ściska duszę. I kiedy wydaje się, że nareszcie się udało - znów wraca, by uderzyć ze zdwojoną siłą.

Po lekturze pewnej książki śmiem twierdzić, że niczego w życiu nie można być pewnym, niestety...

środa, 19 października 2011

Znów spadam na dno...

Czemu przeszłość ma tak istotny wpływ na teraźniejszość? Nie, nie boli mnie już... Nic z tych rzeczy. Zakończone zostały pewne sprawy, pewne nieprzyjemne sytuacje. Bolesne wydarzenia jakoś już nie tkwią w sercu. Nie myślę, nie wracam do tamtych dni. To one do mnie wracają - nieproszone, niechciane, nikomu niepotrzebne. Zazdroszczę osobom, które mogły wejść w nowy związek bez strachu, poczucia, że znów zdarzy się to, co wcześniej. Ok... to ja jestem jakaś pomylona. To ja za bardzo wyolbrzymiam pewne sprawy. Ale nie bujam w obłokach - wiem, jak jest ciężko w życiu. Wiem, że życie to nie bajka, która zawsze kończy się happy-endem. Związek to nieustanna walka, wyrzeczenia, szukanie kompromisu, dążenie do zgody.

Słaba jestem - nie potrafię długo utrzymać się na powierzchni, tylko spadam w dół. Nie potrafię żyć w błogiej świadomości, że wszystko będzie dobrze. Ciągle tylko niepokój i strach. Skąd to się wzięło?

Ogólne wewnętrzne rozdarcie niszczy. Kolejny upadek... znów zawiodłam. Tylko kogo zawiodłam? Boga czy siebie? 

I znów tylko trzymam gdzieś głęboko w sobie każdą sprawę, która mnie niepokoi. I znów walczę ze łzami, by tylko nie popłynęła żadna kropla... By tylko nie pokazać po sobie, że jestem słaba, że znów jestem słaba. Bo przecież od "wczoraj" miałam być już tylko silna...

sobota, 8 października 2011

"Przez ile łez, ile bólu i skarg przejść trzeba i przeszło się już?"

Cierpienie nieodłącznie wpisane jest w ludzkie istnienie. Cierpimy z powodu innych, własnych źle podjętych dezycji i jeszcze wielu innych sytuacji. Zaczęłam się ostatnio zastanawiać jak Bóg, który przecież jest Dobrem może pozwalać na cierpienie. Ale teraz już wiem, że to nie jest Jego wina. Chciałam jeszcze powiedzieć jak wielką ulgę czułam przez niecałe dwa tygodnie od czasu tej mszy o uzdrowienie. Coś niesamowitego. Ja, która zawsze miałam niepokój w sercu, ból i żal - nagle zaczęłam być spokojna, pełna wiary w lepsze jutro i w lepszy świat. Aż do ostatniego postu. I skończyła się moja wiara w lepszy świat...

"Stajesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś" - piękne słowa z "Małego Księcia". Ale książka, którą teraz czytam znacznie odbiega od tych słów. Polecam wszystkim "Trzepot skrzydeł" K. Grocholi. Naprawdę szokująca i dająca do myślenia.

I choć obiecałam sobie, że nigdy nie będę umieszczać na blogu moich wierszy, to czuję wewnętrzną potrzebę, by teraz to zrobić.

„Walka o życie”
Pierwsze od wielu tygodni łzy szczęścia
Pierwszy uśmiech, taki jasny i ciepły
Płynący prosto z serca.
Moje ręce wzniesione do góry.
Tak, to ja dziękowałam Bogu za Ciebie.
A Ty?
Wiedziałam, że jesteś mężczyzną mojego życia,
Największą miłością…
Że nigdy nie zawiedziesz, nie zranisz,
Bo przecież jesteś mój, jedyny i też mnie kochasz.
Żyłam w tym świecie marzeń i złudzeń,
A gdy najmniej się tego spodziewałam
Skierowałeś serię strzałów w moją stronę.
W samo serce… upadłam.
I znów popłynęły łzy, łzy smutku i żalu.
Uśmiech stał się tylko martwą maską na twarzy,
A moje ręce znów wzniesione do góry.
Tak, to ja prosiłam Boga, by znów dał mi radość,
Ale On nie chciał…
Błagałam na kolanach każdego dnia,
Ale On pozostał niewzruszony na moje wołania.
A Ty? Co Ty zrobiłeś?
Czy pochyliłeś się nade mną, gdy płakałam?
Czy byłeś, gdy tak bardzo potrzebowałam Twojej obecności?
Czy wysłuchałeś moich próśb, gdy chciałam żebyś wrócił?
Nie, Ty nic nie zrobiłeś…
Każdego dnia umierałam dla Ciebie,
By następnego znów się dla Ciebie narodzić.
Byłam gotowa poświęcić dla Ciebie wszystko,
Całą siebie.
A dziś, moje ręce znów wzniesione do góry.
Tak, to ja znów proszę Boga,
By nauczył mnie na nowo cieszyć się życiem,
Bo już nie wiem kim jestem…
Dziś wiem, że ten kto pokocha mocniej – przegrywa…
Przegrywa walkę o życie.
~7 grudnia 2008 r.~
   

wtorek, 4 października 2011

"Czasami wołam, choć nie słyszysz mnie"

"Dałem Ci cierpienie, abyś mnie poznał. Dałem Ci lęk, abym mógł wlać w Twe serce pokój. Byłem z Tobą na Twym dnie, abyś mógł wypłynąć na rejs ze Mną."

Ja też byłam na dnie. Zaczęłam spadać coraz niżej i niżej. Aż w końcu spadłam tam, skąd tak trudno jest się wydostać. I pewnie dlatego tak bardzo urzekł mnie ten cytat. Były chwile załamania, zwątpienia w to wszystko. Niewiele brakło, abym zaczęła wątpić także w Boga. Bo przecież każdego dnia tak głośno wołało do Niego moje serce, a On nie chciał usłyszeć. Wydawało mi się, że nie było Go w momentach, gdy najbardziej potrzebowałam Jego pomocy lub choćby tylko obecności, bym nie czuła się tak bardzo samotna... Pewnie ktoś by mógł pomyśleć, że nie mogłam się tak czuć... bo przecież mam męża, rodzinę. Ale czułam się... Czułam się zepchnięta na bok, niekochana... Ciągle tylko wszyscy mieli do mnie o coś pretensje. Humory rodziców, ciągle coś było nie tak. Mężowi też zawsze coś nie pasowało w moim zachowaniu. Przez to wszystko zgubiłam gdzieś siebie, swoje prawdziwe "ja". I nie wiem właściwie jak przeżyłam ten czas. Chyba jakaś niewidzialna siła trzymała mnie przy życiu. Walczyłam... choć ciągłe poczucie winy mnie niszczyło, bo przecież ja zawsze wg innych robiłam wszystko nie tak... I to moi najbliżsi wpędzili mnie w to chore poczucie winy. 

A jak jest dzisiaj? Różnie... Ale wierzę, że kiedyś wyjdę na prostą, że będzie już tylko lepiej, bo przecież nie może być ciągle źle. 

Chciałam jeszcze napisać, że nie warto rezygnować z siebie całkowicie dla drugiej osoby. To normalne, że w małżeństwie, związku chcemy jak najlepiej dla ukochanego. Ale... No właśnie to ale jest najbardziej istotne. Nie starajmy się zmieniać na siłę. To ktoś ma nas pokochać takimi, jakimi jesteśmy. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Ja kiedyś byłam sobą, pełną spokoju, opanowaną osobą, która ze wszystkich sił chciała kochać i być kochaną. Robiłam wszystko, żeby tylko mój mąż (wtedy jeszcze chłopak) był zadowolony, szczęśliwy. A moje szczęście gdzie było? Brakło na nie miejsca... Dopiero teraz małymi kroczkami staram się odnaleźć w sobie tamtą dziewczynę sprzed lat...

"Nie zawsze widać smutku odbicie, gdy łzy rzęsiście się leją. Bywa, że w sercu łamie się życie, a usta ciągle się śmieją."

_____________________

05.10.2011 r.

Właśnie tak się dzisiaj czuję - jak w tym cytacie, który umieściłam wyżej. Samotna, smutna, niekochana, nikomu niepotrzebna, nie warta nawet przytulenia... Czemu się tak czuję? Może to tylko moje złudzenia, może wszystko zawdzięczam zespołowi napięcia przedmiesiączkowego, ale mimo wszystko tak się czuję. Wstrętny drink, który na chwilę pozwala przestać myśleć.  Trzymam się tylko, by nie upaść znów na samo dno. Nie zniosę tego kolejny raz... Przecież miałam być silna, miałam walczyć o siebie i miałam wygrać tą walkę. Ciągle słyszę tylko krytykę i pouczenia, mimo iż zawsze robię wszystko o co mnie poprosi. Co się ze mną w ogóle dzieje? Kim jestem?

Chciałam tylko być dla kogoś kimś najważniejszym i czuć to każdego dnia. Chciałam wiedzieć, że ktoś się o mnie martwi, że ktoś chce mojego dobra. Chciałam... być po prostu dla kogoś wszystkim, całym światem.... tylko tyle...

A tak właściwie to wystarczy tylko odpowiednie podejście psychologiczne i wszystko już wiem... na ten nurtujący mnie temat oczywiście... 

"Samotność jest we mnie za dnia.
A nocą - królem jest strach
Tak nie będzie zawsze.
Na ziemi liście- tak pełne mnie.
Zamieniam się w trawę i wiatr,
odchodzę.
Moje ciało to mój grzech."